Witam. Otóż mam dość nietypowy problem... W skrócie... Jestem w związku ponad pół roku. Z X. mieliśmy kryzys jakiś czas temu, teraz wszystko bardzo dobrze się układa. Jestem pewna jego, jego uczuć, swoich... Raczej mu ufam.
Za kilka tygodni są połowinki mojej szkoły. Impreza odbywa się w klubie. Do tej pory nie mieliśmy okazji bywać razem w klubach, raczej wchodziły w grę domówki, czasami jakiś pub i spotkania w mniejszym gronie znajomych. Oboje lubimy się bawić, traktujemy wszystko z dystansem, ale...
Okazało się, że zostałam zaproszona wraz z rodzicami na ślub, który odbędzie się dzień po połowinkach, na drugim końcu Polski. Niestety nie było już jak domówić miejsca dla mojego chłopaka, za późno wpadłam na to, by mojego ukochanego kuzyna poprosić o uwzględnienie nas razem...
Na połowinkach będzie dziewczyna, która na każdym kroku mi docina. Od jakiegoś czasu jest sama, mój chłopak jej się podoba - wyraźnie to widać. Jest w grupie moich najlepszych znajomych. Mój chłopak jakiś czas temu w żartach jej przytakiwał, kiedy np. mówiła, że marudzę, czy cokolwiek. Przyzwyczaiła się i próbowała wciąż to pogłębiać, aż w końcu przegięła, bo nie było dnia, by nie zasugerowała X., że mam wady. Wtedy właśnie zaczęłam się inaczej zachowywać (celowo) - pokazywałam, jaka jestem szczęśliwa z X, jak bardzo się cieszę z każdego jego uśmiechu, jak jemu jest przy mnie dobrze. Było tak naprawdę, ale dodatkowo chciałam to zaznaczyć, co zresztą sprawiało, że ona miała skomplikowaną minę, a mój chłopak był wniebowzięty. X. po kilku moich "wtrąceniach" przy niej typu : "X! Powiedz Z., że to nieprawdaaa!




", zaczął mnie "bronić", mówiąc : "Y. wcale nie marudzi! Spędzam z nią masę czasu i uwierzcie - rzadko jej się zdarza. Zresztą jak jej tego nie wybaczyć!?




". Okej - wszystko fajnie, ale ja jej kompletnie nie ufam i wiem, że tę imprezę będzie chciała spędzić z nim (albo przynajmniej jak najbliżej), przy tym wytykając, jak bardzo jestem okropna i upierdliwa. Nie powiem - jakiś czas temu dużo marudziłam, bo ciągle się uczyłam, nie spałam, nie miałam czasu nawet wyjść na spacer, nie spotykałam się z X., źle się czułam... Wszystko się unormowało, ale X. czasami jeszcze mi to wypomina, chociaż już tylko z uśmiechem, przytulając mnie i upewniając, że ze wszystkim razem sobie poradzimy i nie pozwoli na to, żeby cokolwiek się zepsuło.
Jestem w kropce. Nie wiem kompletnie, co zrobić. Wstępnie nie zostałam zaproszona z chłopakiem, bo po prostu tego nie dopilnowałam plus moja ciocia doszła do wniosku, że 18 lat to za mało, by zapraszać dziewczynę z chłopakiem, tym bardziej, że będzie 300 osób, brak możliwości noclegu itd. Jedna osoba z rodziny zrezygnowała z udziału w weselu, więc można powiedzieć, że "jest jedno miejsce". W sumie sama nie wiem. Wszystko zależy od mojego kuzyna. Zamierzam najpierw porozmawiać z X. Tylko jak to rozegrać? Nie mogę wprost powiedzieć, że jestem zazdrosna. Zresztą nie jest to jedyny powód. Przede wszystkim : nie będzie mnie tam, on pójdzie na imprezę, gdzie będzie dużo znajomych w tym moja KOLEŻANKA (wspólne zdjęcia, wspomnienia, tematy do rozmów), na weselu też ze mną nie będzie (a bardzo od początku mi na tym zależało) itd. Myślałam,żeby powiedzieć, że jest mi przykro, bo tak bardzo się cieszyliśmy, że pójdziemy razem na połowinki, że niestety będzie musiał iść sam, ale jest możliwość, żeby pojechał z nami i czy przypadkiem nie wolałby spędzić ze mną kilku dni zamiast tej jednej imprezy... Dość dziwne, wiem. Nie mam nic do wyjść mojego chłopaka, ale ukłuło mnie, kiedy dowiedziałam się, że nasze plany właśnie legły w gruzach, a on pójdzie tam beze mnie.
Jak to wszystko załatwić? Czy przesadzam? Czy powinnam spokojnie pojechać na to wesele, nie martwiąc się niczym? Czy to będzie fair, jeśli zaproszę go na wesele (o ile się uda), on zrezygnuje z połowinek, które w sumie są raz w życiu? Proszę, doradźcie mi jakieś rozsądne wyjście, ewentualnie dajcie kopa w tyłek i przemówcie do rozumu.
EDIT : Zapomniałam dodać, że tego samego dnia, którego mają odbyć się połowinki, będzie koncert - chcieliśmy się na niego wybrać razem z X., zanim jeszcze była mowa o połowinkach. Wtedy żartował, że na żadne połowinki nie idzie, a wybiera się na koncert. Po tygodniu stwierdził, że żartował i oczywiście pójdzie do klubu ze mną. Zapytałam, czy mówi tak, bo ja bardzo chcę się wybrać na połowinki, czy dlatego, że sam chce iść - odpowiedział, że sam chce, bo mamy tylko jedną taką szansę.