Temat ciężki, ale może pomożecie to ogarnąć jakoś?
pewnie już było, to proszę podrzućcie linka, bo sił nieco brak na szukanie..
a sprawa jest taka.
kochacie kogoś, zbudowaliście wspólne życie etece.. i nadchodzi taki dzień, kiedy dowiadujecie się, że matka [i jedyny rodzic] Waszej Połówki jest chora.. generalnie bez rokowań, ba, z własnego doświadczenia sprzed paru lat, na własnym rodzicu, wiecie, że to wyrok z dość szybkim terminem...
do tego mieszkająca kawałek drogi od nas, więc po prostu się nie da codziennie jechać, odwiedzić..
co powiedzieć? co robić? jak ulżyć?
choć może inaczej, bo faceci to ponoć inaczej odbierają i przeżywają. chodzi o kobietę.
gdybyście były na miejscu tej córki, która musi się zmierzyć z umieraniem jedynego rodzica, mamy... co byście chciały a czego nie?
słucham, wspieram, pozwalam - a czasami wręcz każę - płakać, podsuwam jakieś ziołowe uspokajacze, tłumaczę, że nie może czuć się winna, kiedy na chwilę o tym zapomni, w końcu życie, dzieci, to też zajmuje myśli na codzień...
mamy za sobą, rok temu, walkę z guzem u dziecka, obecnie jest nawrót, ale jakoś jeszcze dawałyśmy radę, a tu taki grom z nieba.
zdrowa, żywotna, i nie oszukujmy się, młoda jeszcze kobieta znika w oczach w parę dni. nawet jeszcze hist-paty nie przyszły, ale badania wskazują na raka płuc z mocnym rozsianiem na resztę organizmu, w tej chwili w szpitalu pod kroplówkami, ale lekarze chcą ją wypisać. Połówka zakłada, że wróci do domu rodzinnego na ten czas. Wspieram oczywiście, chociaż obawiam się, w jakiej kondycji psychicznej wyjdzie stamtąd, bo wsparcia tam nijak nie znajdzie za bardzo.
Poradźcie, jak ogarnąć taką sytuację?
co jeszcze mogę zrobić? czego unikać?
i jeszcze jedno. jak powiedzieć wczesnej nastolatce, która niedawno dowiedziała się, ze ma nawrót nowotworu a za miesiąc wraca do szpitala, o babci i o tym, czemu w trzy tygodnie z okazu zdrowia jest cieniem człowieka, a być może wkrótce umrze?
Cholera, chyba przestaję ogarniać całość powoli. Nie wiem już co zrobić. Poradźcie proszę...
|