Wizaz.pl - Podgląd pojedynczej wiadomości - TŻ załamany, ja załamana, a ślub za 2 miesiące......doradźcie coś błagam!
Podgląd pojedynczej wiadomości
Stary 2013-10-22, 11:09   #1
CoffeeMonster
Wtajemniczenie
 
Avatar CoffeeMonster
 
Zarejestrowany: 2011-12
Lokalizacja: Wrocław
Wiadomości: 2 282

TŻ załamany, ja załamana, a ślub za 2 miesiące......doradźcie coś błagam!


Mam dość kryzysową sytuację, postanowiłam opisać to tutaj, gdyż nie chcę wygawywać się do znajomych i spowodować powstawanie plotek na temat mojego związku :/ Zostajecie mi Wy, potem ewenutalnie zostaje mi psycholog..
Mojego faceta poznałam ponad 4 lata temu, on był po ciężkim związku (własnie rzuciłą go wtedy narzeczona, był bez pracy, stracił dorobek osatnich lat, przeprowadził się z Anglii do Polski, jechał na antydepresantach). Po dłuuuugiej i cięzkiem pracy udało mu się mi zaufać. Pierwsze 2 lata naszego związku były trudne lub bardzo trudne, oczywiście były też fajne momenty, ale on bał się zaangażować, twierdził, że nigdy nie będzie chciał założyć rodziny, zaufać kobiecie, wziąść ślubu...itp.
Minęly kolejne 2 lata było super, dogadywaliśmy się świetnie, normalne życie, wakacje, wspólne zaiteresowania (taniec, bieganie, tenis, podróże), wspólne mieszkanie. Pól roku temu mi się oświadczył i zaplanowalismy szybki ślub na grudzień, brak wesela i egzotyczną podróż poślubną. Wszystko pięknie i bajecznie.
Ale w styczniu tamtego roku pojawił się problem, mianowicie bolało go jądro..co się okazało, miał żylaki powrózka, a co za tym idzie operację laparoskopową, podwizali mu te żyły i miało być ok. Okazalo się później, ze ból nie mijał, było lekko lepiej jak przed operacją, spędził 3 miesiące prawie na chorobowym...lekarze rozkładali ręce. Wrócił do pracy, w pracy zrobili z niego najgorsze zło, grozili zwolnieniem, wywalili z jakichś super szkoleń...ogólnei był podłamany. Tak to trwało chwilę, ale się ogarnął i wydawało się, że będzie lepiej...potem te zaręczyny, wakacje.....odłożylismy planowanie ślubu do września. We wrześniu on się przeziębił, a ja zabrałam się za organizację całej imprezy. Teraz okazuje się, że bół wrócił, jest tak samo jak przed operacją, lekarze jedyne co mówią, że można ją powtórzyć, ale niewiadomo czy coś da.....że jakiś procent pacjentów tak ma, że ból nie przechodzi, łykać ketonal..... Alternatywą jest usunięcie jądra, co mój facet rozważa (tak go boli).
No i właśnie, za chwilę mamy ślub.....on nawet nie wie czy może mieć dzieci (może się okazać, że jest bezpłodny) jest absolutnie przybity, uważa, że nie ma mi nic do zaoferowania, widzę, że się waha....nie dlatego, że mnie nie kocha tylko dlatego, że nie chce mnie skazywać na „takie życie”. Kiedyś często wychodzliśmy z domu i fajnie po prostu razem spędzaliśmy czas, teraz nasze życie wygląda głownie tak, że po pracy siedzimy w domu, oglądamy tv, czasem jakieś zakupy, każde przy swoim laptopie. Kiedyś smialismy się z takich par. Ja zaczęłam wychodzić trochę to na aerobik, to z koleżanką do kina, to z koleżankami na jogę....miałam po prostu dosyć siedzenia w domu, no bo ile można... A tutaj się okazuje, ze on ma mi za złe, bo ja powinnam chcieć spędzać z nim czas i wspierać bo jest przybity. Trochę zgłupiałam szczerze mówiąc...Kocham go bardzo, on mnie również, nie chcę odwoływać ślubu, ale chyba nie powinnam się godzić na życie pt. siedzimy oboje w domu? On jest typem sportowca, uwielbia pływac, biegać...miał się przygotowywać do triatlonu, na kwiecień 2013 mieliśmy jechać do madrytu bo On miał maraton biec, ale oczywiście po operacji nie dał rady się przygotować. Nie może na chwilę obecną robić nic co kocha czy lubi, praktycznie nie może się ruszać, zaczyna przybierać kg głównie w brzuchu (jest dość szczupły), przed operacją miał super wysportowaną sylwetkę, czuje się dla mnie nieatrakcyjny. Ja rozumiem, że go boli, że jest przybity, że ten stan może się utrzymać....mam wyrzuty sumienia, że nie jestem odpowiednio wspierająca, ale uwierzcie mi, cięzko wspierać kogoś przez prawie rok czasu i niewiadomo czy ten stan kiedykolwiek ulegnie poprawie. Praktycznie cały wrzesień przesiedzieliśmy na kanapie, i ja nie potrafię się z tego cieszyć.. po 2 tygodniach popadam w apatię, jestem nerwowa i rozdrażniona, nic mi się nie chce. Nie można chyba ode mnie wymagać, żebym siedziała non stop w domu?? Nie chodzę po imprezach, dyskotekach itp. Na praktycznie żadne takie imprezy nie wychodze, wymyslam wymówki, bo po prostu wiem, że nie będę się dobrez bawić bez niego, że nie potrafię go tak zostawić w domu, ale od czasu do czasu muszę wyjść. Nie chcę spedzić życia przed tv.... . Momentami się sama zastanawiam czy dobrze robię, czy nie lepiej odejść i miec normalne życie, ale za chwilę pukam się w głowe, że przecież nie na tym polega miłość, żeby kogoś zostawiać, jak tylko jest gorzej, że powinno się być razem w każdej sytuacji. Z drugiej strony świadomie wchodzę w małżeństwo z kimś kto być może nigdy nie da mi dziecka, będzie źle się czuł, miał niskie poczucie własnej wartości. A co jeśli się poprawi? Co jeśli tak będzie zawsze?
Mam mętlik w głowie naprawdę....nie wiem co powinnam zrobić, staram się wpierać, ale brakuje mi sił momentami, chcę się od tego odciąć, chcę normalnie żyć, nie uwarzam, że wyjście z domu raz w tygodniu to zbrodnia, a z druiej strony bardzo go kocham, nie chcę odwoływac ślubu, mam gdzieś tam nadzieję, że to minie, że będzie dobrze, że to chwilowe trudności. Ja wiem że jemu jest ciężko, ale mi chyba też mi ma być prawo cięzko?? Nie wiem doradźcie mi coś może, przynajmniej wyrzuciłam to z siebie....
__________________
19.06.2013
13.12.13
16.12-30.12.13
Łucja 15.10.2014
Aniela29.03.2016

CoffeeMonster jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując