|
Wtajemniczenie
Zarejestrowany: 2010-04
Lokalizacja: in the middle of nowhere
Wiadomości: 2 093
|
Dot.: Jacy sa Wasi ojcowie?
Mój ojciec też ma/miał dwie twarze.
Jak go pamiętam z dzieciństwa, to on był tym dobrym "tatusiem", nosił mnie na barana, bronił przed matką - ona lubiła nas karać metodą np. jak byłaś niegrzeczna to nie dostaniesz kolacji. Miał masy kolegów, był towarzyski, otwarty, ludzie go lubili, czesto zabierał mnie do znajomych. Ale to są takie nostalgiczne, zamglone wspomnienia ze wczesnego dzieciństwa.
Reszta wspomnień które mam to raczej srogi koszmar, jego druga, "domowa" twarz. Przede wszystkim, moi starzy pobrali się, bo oboje byli zbyt durni, żeby używać prezerwatyw. Toteż, urodziłam się sześć miesięcy po bardzo błyskawicznie zorganizowanym ślubie. Moja matka kiedyś po pijaku wypuliła się że ona ojca znała cztery miesiące przed ślubem, więc same możecie sobie wyobrazić, jak solidne podstawy miał ten związek. Mój dziadek od strony ojca była pijakiem, zrobił czworo dzieci i się ulotnił, więc mój ojciec nawet go nie pamiętał, był najmłodszy z rodzeństwa. Wzorca męskiego w domu nie miał. Ciągoty do alkoholu odziedziczył po dziadku. Dodatkowo był ukochanym dzieckiem babki, która rozpieściła go niemożebnie. Podsumowując, starzy kłócili się odkąd pamiętam, i nie były to kłótnie odbywane za pomocą logicznych argumentów i kulturalnych wymian poglądów. Przemoc fizyczna i psychiczna stanowiła ich podstawę. Jak byliśmy mali, nie było jeszcze tak źle, on pracował, matka też. Ale im byliśmy starsi, tym więcej pił i tym agresywniejszy był. Oprócz tego był przekonany o swojej nieomylności, mądrości (chyba nie skończył nawet szkoły średniej), uważał że on jest najza☠☠☠iściejszym człowiekiem na świecie i wszyscy powinni mu się w pas kłaniać. Jak wkroczyłam w okres dojrzewania, zaostrzył się u mnie syndrom "mówienia co myślę", a że o nim nie myślałam w zbyt pozytywnym świetle więc obrywałam na porządku dziennym. Im byłam starsza tym było gorzej, tym wyraźniej widziałam jak bezwartościowym i malutkim człowiekiem jest, i tym trudniej było mi zacisnąć zęby i zmilczeć.
O ojcu jest mi jednak znacznie łatwiej mówić, bo mam o nim jakiekolwiek pozytywne wspomnienia. Może to tylko idealizowanie dzieciństwa, zacieranie się wspomnień, ale wiecie, jakieś takie ciepło na sercu czuję momentami jak o tym wczesnym dzieciństwie myślę. Znacznie łatwiej jest być w relacji gdzie jest i przemoc, i jakaś tam czułość, niż w relacji totalnie obojętnej. Łatwiej mi uwolnić się z negatywnych emocji o moim ojcu, on był chorym człowiekiem. Dużo większy mam żal do matki, że w żaden sposób mnie nie ochroniła przed tym całym złem. Jak można pozwalać, żeby własnemu dziecku ktoś robił krzywdę? Co mają w głowach te matki, kiedy widzą swoje dzieci bite i poniżane? No do jasnej cholery, w głowie mi się to w żaden sposób nie mieści. Patrzysz jak ktoś tłucze i wyzywa twoje dziecko, i robisz... nic? Matka zawsze mówiła że "sama jesteś sobie winna, następnym razem nie pyskuj".
Moja matka to oddzielny koszmar. Ona jest... zimna emocjonalnie? O ile z moim ojcem to zawsze była relacja miłość/nienawiść, z naciskiem na tym więcej nienawiści im byłam starsza, o tyle matka zawsze mnie nie lubiła i tyle. Wobec mnie zawsze była zimna, bezuczuciowa, zwyczajnie byłam dla niej piątym kołem u wozu. Dodatkowo winiła mnie że "musiała wyjść za mąż" z mojej winy.
Efekt jest taki że ojca ostatni raz widziałam jak miała lat 15, matkę natomiast jakieś półtorej roku temu. Brak kontaktu z ojcem jest skutkiem tego że matka w końcu się chociaż trochę ogarnęła i przegnała go. Jak już się wyniósł to nigdy nie poczynił żadnego wysiłku aby się ze mną skontaktować, i wydaje mi się że tak jest lepiej. To chory i toksyczny człowiek. Niestety lata życia z kimś takim, plus brak kręgosłupa u mojej matki spowodowały że jest, hmm, "złamanym" człowiekiem. Po moim ojcu znalazła sobie następnego bezrobotnego konkubenta który nie stroni od kieliszka. Argumentuje to tym że "nie chce być sama". Sądzę że jest uzależniona od przemocy. Wobec mnie nigdy nie zaczęła się wykazywać jakimkolwiek uczuciem czy zainteresowaniem, interesowało ją tylko to abym jak najszybciej wyniosła się z domu i jej utrzymania. Tak też zrobiłam w wieku lat 17-stu, już maturę robiłam w liceum zaocznym będąc na własnym garnuszku. Teraz jestem w piątym miesiącu ciąży i ona nawet o tym nie wie, bo od półtorej roku do mnie nie zadzwoniła. Ja stwierdziłam że poczekam aż zatęskni do córki, więc też się nie narzucam. Podsumowując, nie mieszkam z nią od ponad sześciu lat, i w tym czasie widziałam ją w sumie może z sześć razy. Myślę że tak jest lepiej, ona jest nie mniej toksyczna niż mój ojciec, ale w inny sposób. Moje dziecko takiej babki nie potrzebuje. Wiem że mówi się że nawet kiepscy rodzice zupełnie inaczej sprawują się jako dziadkowie, ale nie wydaje mi się żebym potrafiła się zmusić do kontaktu z nią, nawet przez wzgląd na mojego synka.
Miało być o ojcach, ale o moim ojcu trudno mówić bez wspominania o matce. Może częścią jego degradacji była beznadzieja życia z moją matką? Daleka jestem od tego, żeby jakkolwiek racjonalizować alkoholizm, ale staram się patrzeć na sytuację za wszystkich stron.
Mój TŻ jest jego totalnym przeciwieństwem. Jest solidny, opowiedzialny, pracowity, ogarnięty, uczciwy, troskliwy, dowcipny, słowny, spokojny, nie jest zarozumiały, nigdy nie podnosi głosu, a pije symbolicznie i od wielkiego, naprawdę wielkiego dzwonu. Troszczy się o mnie, skończył studia, dziecko zaplanowaliśmy, wszystko jest tak jak być powinno i zupełnie inaczej niż u moich starych. Mój ojciec dał mi wzorzec, jaki zdecydowanie nie powinien być facet. A ja solennie i każdego dnia przyrzekam sobie, że będę lepszą matką niż moja matka 
Uff, ale walnęłam esej Ale dawno jakoś nie poruszałam tematu, a jak już zaczęłam to popłynęło.
---------- Dopisano o 18:09 ---------- Poprzedni post napisano o 18:04 ----------
Cytat:
Napisane przez ef54e0a2a1d8c328bd9581b7d 386552d742cc4ca
Treść usunięta
|
Ja też dziękuję vanfan. Świetnie że założyłaś ten wątek 
Popieram w stu procentach. Nie wyobrażam sobie żebym miała komukolwiek pozwolić tknąć moje dziecko choćby paluszkiem, a już jego ojcu szczególnie.
Ja właśnie we wzrastającej liczbie rozwodów widzę nie tylko upadek modelu rodziny, ale też coraz więcej świadomych matek, które walczą o swoje dzieci.
__________________
W czasach powszechnego i nieograniczonego dostępu do informacji, ignorancja to kwestia wyboru.
|