Zadomowienie
Zarejestrowany: 2012-05
Wiadomości: 1 159
|
Dot.: Ręce składam, modły wznoszę - CHCĘ MIEĆ PORÓD JAK NEMOSEK Mamy XI-XII 2013. cz
Udało się, wstawiam opis mojego porodu.
W poniedziałek rano zgłosiłam się do szpitala na wywołanie porodu. Trafiłam najpierw na oddział patologii ciąży, tam mnie wybadali i potwierdzili, że ciąże najlepiej zakończyć już teraz, w terminie ze względu na ilość wód i stare łożysko. Założyli mi cewnik na rozwarcie szyjki i na następny dzień rano miałam zejść na porodówkę, gdzie miałam dostać kroplówkę z oksytocyną. Założenie cewnika nie bolało w ogóle. Później bolał mnie brzuch i pojawiły się skurcze, ale dało radę wytrzymać. Miałam dużo chodzić, więc sobie spacerowałam z mężem albo z mamą po korytarzu. Na noc cały ten ból odpuścił i nawet trochę spałam. Rano obudziłam się uśmiechnięta i pełna pozytywnej energii. Nie mogłam się doczekać kiedy przytulę mojego maluszka. O 7 lewatywka, później wyciągnięcie cewnika. Też jakoś bardzo nie bolało, ot niemiłe uczucie. Przeszło mi przez myśl, że może ja po prostu taka odporna na ból jestem, skoro moje znajome tak bardzo przeżywały ten cewnik, a mnie nic nie bolało. Oj jakże myliłam się z tą odpornością 
Z zacieszem na twarzy pojawiłam się na porodówce. Sprowadziła mnie ciocia i przekazała swojej koleżance, która już do samego końca miała się mną opiekować. Od razu mi się nie spodobała, ale trudno. Wiedziałam, że tylko ze względu na znajomość z moją ciocią, próbuje być miła, a tak na prawdę oddała by tę "fuchę" komu kolwiek. No nic ważne, że znała się na rzeczy. Podłączyli kroplówkę, posadzili na piłce i kazali dzwonić po męża, to przejdziemy na rodzinną porodówkę. Przed 10 siedzieliśmy sobie już razem na tej sali, żartowaliśmy, wygłupialiśmy się, robiliśmy zdjęcia, pełen luz. Skurcze co 5/6 minut do wytrzymania. Niestety taki stan trwał bardzo krótko. Zdążyłam napisać jeszcze do Was o jakąś aplikacje do liczenia ruchów, ale odpowiedzi już nie byłam w stanie odczytać. Zaczęły się skurcze co 3 minuty za każdym razem mocniejsze. Mina mi zrzedła, a mąż się podśmiewał, że jeszcze przed chwilą miałam taki dobry humor. Przybierałam dziwne pozy kiedy nadchodził skurcz, ale żadna nie dawała mi ukojenia. Chwila kiedy skurczybyk puszczał była stanowczo za krótka. Co jakiś czas przychodziła położna, podłączała ktg, czekała na skurcz i wtedy badała mi szyjkę. Nosz miałam ochotę wybić jej piętą zęby, pomimo że widziałam, że musi to robić. Czekałam tylko na magiczne słowa "4 cm rozwarcia", bo wiedziałam, że wtedy mogę dostać znieczulenie. Gmerała tam i gmerała, ale za którymś razem usłyszałam to co chciałam i wtedy się zaczęło. Przyszła ciocia i widziałam, że zaczyna coś kręcić. Położna nagle zmieniła zdanie i twierdziła, że jednak tych 4 centymetrów jeszcze nie ma. O wy ci..py sobie myślę. Jak to nie ma, jak przed chwilą było. Okazało się, że anestezjologa, który był umówiony, nie ma. Dostałam jakiś zastrzyk w tyłek, czopek, gaz, dwa razy byłam pod prysznicem. Owszem gaz trochę pomagał, prysznic jeszcze bardziej, ale tak czy inaczej bolało kur..sko. Po tych wszystkich zabiegach wiedziałam już, że dłużej tego nie wytrzymam. Nic nie pomagało, od gazu chciało mi się rzygać. Bolało mnie obłędnie. W pewnej chwili pomyślałam, że walnę głową o ścianę, zemdleje, a oni będą musieli zrobić mi cesarkę. Kolejna moja złota myśl była taka, że przestanę z nimi współpracować, zacznę gadać głupoty i wtedy wpiszą "pacjentka bez kontaktu" i też zrobią cc. Przyszła ciocia i wtedy nie wytrzymałam, zaczęłam ryczeć i błagać żeby coś zrobiła, że przecież są inni anestezjolodzy, że już nie wytrzymam. Dzwoniła do tego tego lekarza, ale mógł być dopiero za godzinę lub dwie. To było dla mnie stanowczo za długo. Widziałam świeczki w jej oczach i że tak naprawdę jest bezradna, a ja umierałam z bólu. Nie wiem czy dzwoniła raz jeszcze, czy już sam z siebie ten anestezjolog zadzwonił do swojego kolegi, żeby zszedł mnie znieczulić. W każdym razie kiedy weszli poczułam się jak wypuszczona z niewoli. Dostałam to cholerne znieczulenie i wszystko znów zaczęło mieć sens. Kiedy przychodził skurcz śmiałam się, że w taki sposób mogę to czuć. Wygoniłam męża żeby coś zjadł, a ja uderzyłam w drzemkę Po półtorej godziny dostałam następną dawkę znieczulacza i usłyszałam, że pewnie przyspieszy to mój poród. Byłam zdziwiona, bo wszędzie piszą, ze zzo raczej przedłuża tę fazę, ale nie zawracałam sobie tym głowy. Stało się tak jak powiedział mój wybawiciel. Kolejne badanie szyjki i 9 cm rozwarcia, później wszystko potoczyło się błyskawicznie. Skurcze parte byłe dziwne, ale wiedziałam, że już blisko, więc robiłam wszystko co w mojej mocy. Trzymaliśmy się nawzajem kurczowo z mężem za ręce, później kiedy przyginał mi głowę do klatki piersiowej, prawie wyrwałam mu kieszeń, której się trzymałam. Nic nie mówił, ale jego dotyk wywoływał u mnie poczucie bezpieczeństwa. Był silny i opanowany. Boże jak ja go kocham myślałam i nagle usłyszałam, że przy następnym skurczu będzie po wszystkim. Zebrałam wszystkie siły, ale chyba z podekscytowania, nie mogłam złapać oddechu i przeć tak jak wcześniej. Dopiero przy kolejnym skurczu pojawił się Filip, nie płakałam, mąż też nie. Po prostu byliśmy szczęśliwi, zakochani w sobie i przede wszystkim w swoim Dziecku.
Leżeliśmy sobie razem nie wiem ile, po czym zabrali Filipa, mężowi kazali wyjść, a mnie zaczęli zszywać. Byłam pół przytomna. Jeszcze usłyszałam kilka żartów typu "z tak pozszywanym kroczem będzie się pani mogła pokazać się w każdym towarzystwie" i trafiliśmy na naszą salę. Tam ciocia robiła wszystko, żeby Fifi przyssał się do piersi. Bardzo opornie mu to szło, ale udało się. Udało się tak dobrze, że w drugiej dobie nie chciał od tej piersi już odejść W nocy mąż czuwał, a ja podsypiałam. Podawał mi Filipa do karmienia, przewijał, tulił. Ja wstawałam tylko na siku i po raz kolejny zastanawiałam się jakim cudem trafił mi się taki facet.
|