|
Dot.: Randkowe wpadki.
Z randek to najlepszą akcję świata miała dobra kumpela, wtedy moja współlokatorka. Poznała chłopaka w klubie w czwartek wieczorem, wymienili się numerami. W ogóle bardzo jej się spodobał, narobiła sobie nadziei jak głupia. Ale w piątek wracała do domu rodzinnego. 2 godziny jazdy przepełnionym autobusem. Siedział koło niej jakiś strasznie denny gość i całą drogę ją podrywał. W dodatku podrywał ją na wykonywany zawód, a zajmował się stolarstwem. W końcu na odczepnego dała mu swój numer.
W niedzielę wieczorem siedziałyśmy już z powrotem w naszym studenckim mieszkaniu. Nagle sms. Nieznany numer proponujący spotkanie. Tak, tak, tak!!! Poleciała w poniedziałek jak na skrzydłach na godzinę 20-stą, pindrząc się przez całe popołudnie przed randką.
20.05 dostaję smsa "ratuj, stolarz!". Zgłupiałam, ale kod odebrałam prawidłowo. Zadzwoniłam, że musi pilnie wracać bo domu bo coś tam. Była po 5 minutach! Okazało się, że napisałał do niej nie ten wyśniony z dyskoteki tylko ten denny z autobusu! Mówiła, że mało nie umarła jak go zobaczyła! Ja po prostu płakałam ze śmiechu. A ten cały stolarz jeszcze długo ją nachodził na uczelni bo się nieopatrznie wygadała gdzie studiuje.
|