Długo zastanawiałam się nad zadaniem tutaj tego pytania. A raczej TYCH pytań.
5 letni związek. Od 'gówniarskich lat' miłość od 'pierwszego wejrzenia'. Po 'okresie docierania' idealny facet. Idealny poza momentami...
A teraz przechodząc do sedna. Alkohol. Jak wypije nie wiem co się z nim dzieje. Nie, nie pobił mnie, ew. raz poszarpał. Chodzi o to ile my, kobiety możemy wytrzymać? Ile razy możemy wysłuchiwać 'ok, już nie będę w ogóle pił?'.
Nieraz zepsuł mi wyjazd, imprezę, ŚWIĘTA. Bez względu na czas drogie dziewczyny, towarzystwo... Gdzie jest to musi byc też wódeczka...

Wypad w góry na deskę - chlanie i zdziwienie 'jesteś na mnie zła? znoooowu?'
Wypad do rodziny na wieś (tak, nawet za pierwszym razem musiał pokazać co potrafi!) co tam że obiecywałem, co tam! Piję do upadłego, narobię jej wstydu i jeszcze trochę przykrości jak się do mnie odezwie albo poprosi żeby przystopować! Z jakiej racji? pokrzyczę na nią niech widzą że po alkoholu potrafię!
Impreza? A pobiję się z kimś bez powodu, przecież jestem w pełni sił 10 minut temu spałem na barze! Oj, chłopaki mnie trzymają i moja dziewczyna czerwona ze złości staje w mojej obronie, dobrze że ma obcasy i coś nimi podziała. Ale po ch*lere małpuje? Ponaśmiewam się z niej później...
I tutaj moje pytanie, ile mogę wytrzymać takich sytuacji? Ile razy z bezradności wypłakiwać się osobom z którymi nigdy bym nie rozmawiała na taki temat? Ile można prosić i wykłócać się po takiej sytuacji o głupie 'przepraszam, źle zrobiłem, przesadziłem?'. Bo tak właśnie jest zawsze, na dodatek to ja się bez powodu obrażam i to ja jestem tą najgorszą przed innymi...
Jeszcze jedna sytuacja która ostatnio skumulowała moją złość:
Impreza, alkohol, afera bez powodu z jakimś kryminałem który wyszedł jakiś czas temu z więzienia, a teraz grozi że rozwali mu głowę... Dziewczyny ja przepraszałam za niego, poniżałam siebie samą prosząc faceta żeby zostawił mojego w spokoju i nic mu nie robił! Obcy facet powiedział że zrobi to dla mnie a co na to mój? Nic nie dały prośby, błagania żeby ustąpił! On szedł w to dalej, co ja nie dam rady? Co z tego że jest tu moja dziewczyna i zaraz mi się popłacze! Co z tego że jej też mógłby coś zrobić! Ja podam mu rękę na zgodę? Po kilku próbach zostawiłam go z kolegami i tamtymi w środku kłótni, nie chciałam już tego słuchać. Co w zamian? Obraza mojego kochanego i sms że skoro odeszłam i go zostawiłam to widocznie na zawsze i mam więcej nie pisać...

Normalne???
I co zrobić w takiej sytuacji? Albo to ja mam wypaczone spojrzenie na świat, albo to z nim/nami jest coś nie tak?
Warto poświęcić 5letni związek (który swoją drogą od ok 5 miesięcy przeżywa kryzys) który wydaje się nie taki zły, poza wieloma i to na prawdę wieloma momentami gdy mam ochotę ustąpić...? Bo takie sytuacje zdarzają się na prawdę często...
Ale każdy ma swoje granice i najgorsze jest to że moje już zaczynają być na prawdę przekraczane....