[Equita]

Nie wiem co sie dzieje z moimi rodzicami, zupelnie ich nie poznaje. Wczoraj mocno sie z nimi poklocilam. Ja i moj TZ jestesmy od trzech lat zareczeni i powoli planujemy slub... Za wesele placimy sami. Ja mam troche odlozonych pieniazkow i obok studiow zarabiam na zleceniach, a TZ skonczyl studia i wlasnie stara sie o stala prace (do tej pory tez tylko bral zlecenia)... Dopiero jak TZ dostanie stala prace ustalimy termin. Wszystko byloby w porzadku, gdyby nie moi rodzice. Nagle zaczelo im przeszkadzac to, ze mieszkam od prawie 3 lat z moim TZ bez slubu... mowia, ze nie tak mnie wychowali... i ze jestem nie wierzaca, bo zyje w grzechu!! Nie wiem co mam o tym wszystkim myslec. Przeciez chcemy slubu i oni o tym wiedza, tylko zeby ustalic date slubu musimy wiedziec, czy wystarczy nam na organizacje wesela... Nigdy tacy nie byli, dopiero jak moja siostra sie wyprowadzila do narzeczonego zaczela sie presja z ich strony. Rodzice mowia, ze im byloby wszystko jedno jaki wezme slub, nawet jak bez nich, bo najwazniejsze to zebym wreszcie cos z tym moim zyciem zrobila (skoncze 28lat, siostra jest mlodsza troche)... i zyla zgodnie z Bogiem... najpierw mielismy klopot z rodzicami narzeczonego- bo za wczesnie sie zareczylismy (wedlug nich), a teraz gdy mam bardzo dobry kontakt z przyszla tesciowa, to moi rodzice naciskaja... i niestety bardzo rania mnie tym, ze wszystko im jedno jak bedzie wygladal ten dzien...
Najdziwniejsze jest to, ze jeszcze rok temu wszystko wygladalo calkiem inaczej... Razem z TZ chcielismy wyjechac na Malte i tam romantycznie, sami wziac slub... jak dowiedzial sie moj tata o tym, to zaraz do mnie zadzwonil, ze jak tak moge bez rodziny... a teraz jest mu wszystko jedno?!?
Ja i TZ sami ukladamy sobie zycie, bez niczyjej pomocy- wiec to chyba nasza sprawa, jak bedzie wygladal ten dzien i kiedy sie odbedzie... Moi rodzice mieszkaja w Polsce, czesto do nich dzwonie i szczerze mowiac juz mam dosyc tych wiecznych pytan o slub.