Napisane przez Kaveri
Przyjechała karetka, ale ratownik tylko na mnie nawrzeszczał, że Tż miał mnie zawieźć do pediatry, a nie zawracać im głowę i jeszcze mieli pretensje dlaczego nie ma ze mną opiekuna prawnego. Zmierzyli mi ciśnienie, założyli na moment takie cośvna palec, musiałam dwa razy spojrzeć na lampę, pomacał głowę ze strony uderzenia i tyle - powiedział, że nic mi nie ma, a jak mówiłam, że boli mnie ręka (mam opuchnięte przedramię z wielkim siniako-krwiakiem), to tylko powiedział, że tam nic nie mam, nawet mnie nie oglądali. Ale nie znam się, może tak to ma wyglądać. No i w sumie, myślałam, że jest ok, nie straciłam przytomności, tylko na jakąś chwilę zrobiło mi się ciemno przed oczami, jakbym była wyłączona z całego zdarzenia.
W nocy wyszedł mi duży guz, połowa twarzy po tej stronie mi napuchła (nie przypominam sobie chyba, bym uderzyła się też w buzię. Jak już 'odzyskałam wzrok' izorientowałam się, to poczułam mocny ból gdzieś z boku. Na dodatek ta baba zaczęła mnie szarpać, wyrywać z samochodu, 'bo ona zna sie na medycynie i miala kurs pierwszej pomocy', naciskała mi mocno na to miejsce, gdzie się uderzyłam...), skóra na głowie zaczerwieniona, poźniej się rozlał - jakby mniej wystawal, ale boli większa powierzchnia, rano miałam małego krwiaka, a dziś nie mam tam nic, tylko boli większa wierzchnia niż chyba się uderzyłam, doszła od wczoraj wysoka gorączka, ból głowy - brałam Excedrin, ale tym razem nie pomógł, a dzisiaj jeszcze większe zawroty głowy.
Nie wydaje mi się też, by coś było z odc. Szyjnym. Baba wjechała w nas prostopadle do mojego boku, także odbiłam się tylko od Tż i rąbnęłam w szybę. Nawet mnie nie boli, pewnie tylko stres wychodzi.
|