Napisane przez acana
Miałam dzisiejsze popołudnie spędzić z TŻ, powiedział żebym przyjechała po niego samochodem, mieliśmy jechać do mnie. Pojechałam,byliśmy umówieni
na konkretną godzinę i.... spóźniłam się po niego 10 min, bo wybrałam inną drogę niż zazwyczaj . Czekał przed klatką, wsiadł trzaskając drzwiami po czym z pretensją oznajmił że się spóźniłam, zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć wycedził przez zęby że sobie nie życzy takich sytuacji że to brak szancunku itp. Faktycznie nie ładnie się spóźniać, mogłam zadzwonić i go uprzedzić czego nie zrobiłam, mój błąd. Przeprosiłam go i wytłumaczyłam dlaczego się spóźniłam, dojechaliśmy do domu, rozsiadł sie na kanapie i wogóle nie odzywał, prosiłam żeby ze mną porozmawiał , przepraszałam , starałam się wytłumaczyć że nie zrobiłam tego celowo, bez efektu, siedział obrażony i oznajmił że nie ma ochoty ze mną rozmawiać.
Po prawie 2,5h przepraszania i tłumaczenia zaczęłam czuć się coraz gorzej i poprostu sie poryczałam z bezsilności, nie wzruszyło go to wogóle, twierdził że go nie szanuje. Zrezygnowałam i zajęłam się swoimi sprawami , po jakimś czasie łaskawie sie do mnie odezwał.
To niestety nie jest pierwsza taka sytuacja kiedy w momencie kłótni czy sporu on siada obrażony i nie chce rozmawiać, zawsze daję mu czas, przychodze poraz kolejny z wyciągnietą ręką ale na ogół słyszę że on nie ma ochoty ze mną rozmawiać, i chodzę tak aż do skutku.
Nie wiem co o tym myśleć, planujemy wspólną przyszłość ale brak porozumienia w momentach kryzysowych zaczyna mnie przerażać...
Czuję się też trochę jak taksówka, wszędzie go wożę bo mam służbowy samochód i on uważa że powinniśmy to wykorzystywać, choć sam ma swój samochód, wożę go wszędzie , bardzo często do pracy i odbieram, do lekarzy, do znajomych na imprezy zawsze jadę ja, trochę męczy mnie i przeraża że tak będzie zawsze.
|