I takie podejście jest ok.
Mam taką znajomą, bliską, ale nie nazywam jej przyjaciółką, bombardowała mnie smsami w każdej szczęśliwej chwili swego życia: "siedzę pod kocykiem i piję z mężem winko", "jem pyszną tartę", "oglądamy cudowny film, co u ciebie Elle?". No a co ma być?! mąż za granicą, ja z nosem w kompie, dzieci się kłócą, a pies nie chce jeść

Po jakimś czasie przestałam się cieszyć jej szczęściem, stało się to dla mnie męczące: byłam gdzieś, z kimś, dobrze się bawiłam, a tu sms. Zawsze grzecznie odpowiadałam, mimo zmęczenia. Dźwięk sms: J., na bank. W zasadzie to dopiero po jakimś czasie zauważyłam, że nic mi ta znajomość nie daje, nic nie wnosi w moje życie, czasem czułam się wykorzystywana jako potwierdzenie tego, że ona zawsze ma rację, albo tego, że ktoś inny może mieć gorzej. Kiedy informowałam podekscytowana o jakichś swoich planach zawsze słyszałam krytykę. Ona rady nie potrzebuje, bo i tak zawsze wie lepiej. Więc z radami też już nie wyskakuję, bo z natury jestem miła. Nie znosi krytyki. I ciągle pyta na fb co u mnie? I to mnie b..... męczy, bo ona wie doskonale, że nic, że nie mam pracy, że się uczę języka, i że nie mam o czym opowiadać, bo siedzę przeważnie w domu, ale nie nudzę się, przynajmniej się rozwijam.
A ostatnio jestem....Dziennikiem Budowy. Tak, tak

Jestem prawie codziennie na bieżąco informowana, co dziś wydarzyło się u J. na budowie, a to elektryk ma być, a to już po rozmowie z elektrykiem, umowa z tynkarzami podpisana, a ten dach jest dużo droższy niż myślała, wybrała ten tańszy, który jednak w realu wygląda o wiele lepiej.