Przyczajenie
Zarejestrowany: 2014-01
Wiadomości: 29
|
Historia mojego związku: oceńcie.
Cześć, mam na imię Paulina, mam 22 lata i jestem tu nowa. Chciałam opisać wam historię mojego 3 letniego już związku, bo potrzebuje obiektywnego spojrzenia na to wszystko. W celu ułatwienia czytania i sprawienia, żeby tekst był bardziej przejrzysty, podzielę go wam na punkty.
1. Ponad 3 lata temu poznałam K. Wcześniej miałam już jakiegoś chłopaka, spotykałam się z kimś tam, całowałam, ale nigdy nie podchodziłam do tego aż tak poważnie. Owszem, podobali mi się, byłam nawet zauroczona, wiązałam z nimi jakieś tam plany, jednak to było coś innego. Skłamię, jeśli powiem, że kiedy poznałam K. zderzyły się planety i świat stanął w miejscu, w sumie moment poznania był ważny (pierwsze spojrzenie, chemia, pierwsze rozmowy itd.), ale nie najważniejszy. Chodzi mi bardziej o to, że K. wydawał się być zupełnie innym facetem, niż tamci poprzedni. Od razu mu zaufałam, uwierzyłam, szybko się zaprzyjaźniliśmy. Zaczęliśmy się spotykać, najpierw widziałam go jako przyjaciela (bałam się zaangażować, chociaż ciągnęło mnie bardzo do niego), jednak w końcu zdecydowałam się być z nim razem. Jak już pisałam, to nie był mój pierwszy chłopak, natomiast ja byłam jego pierwszą dziewczyną (poza krótkim i nieudanym epizodem uczuciowym z jedną laską nigdy nikogo nie miał).
2. Pierwsze 1,5 roku było cudowne i wspaniałe. Dużo rozmów, dużo miłości, dużo bliskości i ciepła z jego i mojej strony. Można powiedzieć, że żyliśmy jak w bajce i mam straszny sentyment do tamtego okresu. Wtedy byliśmy przekonani, że to miłość na zawsze i do końca życia. Spędziliśmy cudowne wakacje w górach, powiedział mi, że jestem "kobietą jego życia", bardzo mu na mnie zależało, kiedy był choć na chwilę daleko ode mnie, tęsknił. Problem w tym, że wykluczyliśmy z naszego świata większość innych ludzi. Owszem, chodziliśmy na imprezy ze znajomymi, spędzaliśmy z nimi czas, jednak lwia jego część zdecydowanie przypadała na nasze intensywne, częste, praktycznie codzienne spotkania.
3. Po intensywnym i uroczym 1,5 roku nadeszły ciężkie czasy dla nas, naszego związku. Dotknęły nas pierwsze problemy, bardziej proza życia, wyszła na jaw nasza niedojrzałość, nasze problemy z komunikacją, różnica charakterów itd. Zaczęło się od głupich kłótni o drobnostki. To przeszkadza, tamto przeszkadza. Przyznam ze wstydem, że najczęściej przeszkadzało mnie. Kiedyś nasze sprzeczki były krótkie, nieinwazyjne, to K. zawsze przepraszał... No i któregoś razu miarka się przebrała, pokłóciliśmy się poważnie. Potem się pogodziliśmy, ustaliliśmy, że więcej takich kłótni nie będzie. Nie było (i może nie byłoby przez długi czas?), gdyby nie pewne zdarzenie...
4. Jak wspominałam, K. miał kiedyś nieudaną sytuację uczuciową z pewną dziewczyną, próbowali coś razem, on jej się podobał, ona jemu, ale jednak coś jej na koniec nie pasowało i ona zdecydowała się skończyć znajomość. Problem w tym, że po prawie 2 latach milczenia postanowiła ją odnowić... Zeszło się to w fatalnym czasie z innymi problemami, m.in z pierwszą poważniejszą kłótnią w naszym związku, która nieco zważyła atmosferę. No i z tym, że K. właśnie niedawno stracił dwie bardzo bliskie mu osoby, którym mógł się zawsze i na wszystko wyżalić. W tym właśnie czasie ona napisała mu smsa tak znikąd (okazało się, że miała problemy w swoim związku, czuła się odrzucona przez chłopaka i jakoś jej się o K. przypomniało). Nie spodobało mi się to, zawsze byłam bardzo zazdrosna. On oczywiście odpisał, zaczęli wymieniać smsy. Powiedziałam, że chciałabym, aby skończył tę znajomość bo nic dobrego z tego nie wyniknie, szczególnie, że to jego ex. On powiedział, że nic do niej nie czuje, ma mnie, że mu na mnie zależy, a z nią popisał, bo napisała. I że nie chce niszczyć naszego związku dla niej. Przysiągł mi to. A jednak, mimo to, ja oszalałam. Zaczęłam histeryzowac, robić awantury, kłócic się o nią.. Słowem - byłam nie do zniesienia. Kiedy zdecydował się z nią spotkać po tych 2 latach, cały dzień siedziałam i ryczałam, wymyślając różne dziwne scenariusze. No ale, to był dopiero początek..
5. Ponieważ ja byłam problematyczna, K. zaczął rozmawiać z tamtą jak z "przyjaciółką" o problemach w związku, a ona dawała mu "dobre rady". Szczególnie, że sama problemy miała i szukała pocieszenia. Z początku tłumaczył mi, że mnie kocha, nie tamtą i chce tylko kumpelstwa, bo teraz nie ma przyjaciół (stracił niedawno), a znią się dobrze dogaduje. Do mnie nie trafiało. K. nawet kiedyś płakał przez moje fochy, pretensje, kłotnie, ale z drugiej strony prosiłam go, żeby przestał z nią rozmawiac, mogł to przecież zrobić... (ja bym dla niego przestała). W efekcie, mieliśmy ciężki kryzys. Nie chciało nam się spotykac, gadac, pisac na facebook'u. Przeczytałam kiedys przypadkiem jego wiadomosci z nią, nie było tam jakos duzo flirtu, czasem jakis dwuznaczny tekst, ale w granicach normy. Pisał tam jednak, ze ze mną się juz nie dogaduje, ze nie wie, co się stało i ze w obecnej sytuacji czuje się tak, jakby cały swiat (poza tamtą) był przeciwko niemu.
6. W efekcie, cała ta sytuacja doprowadziła do zerwania. K. powiedział, ze ma dosc mnie , moich kłótni, moich fochów. Ja powiedziałam, ze mam dosc jego. Minęło kilka dni, kiedy do mnie przyjechał. Gadalismy wtedy bardzo powaznie o nas, naszej sytuacji. Powiedział, ze chciał zerwac, zebym się ogarnęła i przestała stroic fochy, nie chciał mnie tracic ani odchodzić na poważnie. Mówił, że kiedy byłam denerwująca, tamta zaczęła mu się trochę podobac, myślał nawet o pocałunku z nią, jednak powiedział, że to dlatego, że nie umiał znaleźć ze mną wspólnego języka, czuł się odrzucony, bolało go, że mu nie potrafiłam zaufac, mimo, że nigdy nie dał mi powodów do braku zaufania.
7. Postaraliśmy się odbudowywac nasz związek, jednak ja cały czas miałam wizję tamtej przed oczami, tego, co się zdarzyło, tego, co przezyłam. Nękały mnie mysli, ze może wolałby byc z nią, ją całowac, ją przytulac, uprawiać z nią seks. To sprawiło, że byłam chłodna, czasem odpychająca, jakby zablokowana. Z czasem trochę przeszło... Od tych wydarzeń minęło już 1,5 roku. Bywa raz lepiej, raz gorzej. Na pewno nie jest tak, jak kiedys, dużo się zmieniło. Stałam się dużo bardziej nieufna, dużo bardziej kłótliwa, dużo bardziej zablokowana i niepewna nas, bojąca się przyszłości... Przez to mieliśmy kilka innych sytuacji kryzysowych, kilka innych poważnych rozmow. Kiedyś doszło do tego, że powiedziałam mu, że czuję się cały czas, jak "ta druga, zastępstwo tamtej, że ona była prawdziwą miłością, a ja pocieszeniem". On na to, że "nigdy tamtej nie kochał, że ja jestem jego jedyną do tej pory miłością i jeżeli myślę, że można się pocieszać 3 lata, to jestem głupia". Uwierzyłam, ale cały czas jest we mnie jakiś lęk, jakaś blokada, że to się powtórzy. Czasami jest cudownie, jestem szczęśliwa, ale wiem (i czuję to), że często sama tworzę problemowe sytuacje, bo on coś powiedział, a ja to odebrałam jako atak na moja osobę/odrzucenie/niechęć. I to faktycznie generuje niechęć u drugiej strony. Poza tym, on też się zmienił. Powiedział mi kiedys, ze po tej sytuacji zobaczył moje wady, kiedys widział głownie zalety. Przez to wszystko traktuje mnie inaczej, juz nie jest tak, ze swiata poza mna nie widzi. Moj przyjaciel nazywa ten stan "normalnością w dłuższym związku".
Co wy myślicie o tym wszystkim? Czy przesadzam, czy mam podstawy, żeby cały czas czuć się niepewnie? Nie jest już tak idealnie jak przed tamtą sytuacją, są gorsze i lepsze dni, ale w ogólnym rozrachunku ludzie mówią mi, że zależy mu na mnie, bo (podobno) nie ma ze mną łatwego życia...
Edytowane przez Polyvinyl_chloride
Czas edycji: 2014-01-24 o 01:19
|