Sprowadźmy dyskusję do argumentów przypadków marginalnych i to skrajnie marginalnych - jeden na wiele milionów. O tak, bardzo to "racjonalne", jak to ktoś określił, ciemna strona życia taka standardowa. Solidna podstawa do stania się zwolennikiem aborcji, naprawdę.
Normalny człowiek zastanawiałby się, czemu ta kobieta nie uciekła, czemu nikt w jej rodzinie jej w tym nie pomógł? A nie, że powinna być zmuszana do aborcji, najlepiej dotąd, aż stała by się bezpłodna, bo to by było rozwiązanie jej problemów. No ludzie, aż nie wiem co powiedzieć na temat takiego myślenia.
Gdzie tu racjonalizm? Nie można złem usprawiedliwiać jeszcze większego, bo masowego zła liczonego w miliardach ludzkich istnień. A może pójdźmy waszą ścieżką argumentów i porozmawiajmy o Gianne Jessen, albo wiele kobiet, które żałowały do końca życia aborcji, albo te co zginęły w skutek legalnej aborcji, np. w Anglii.
Pokazujecie jak jesteście słabymi dyskutantami podającymi skrajny przypadek, szokujący i spotykany jak jeden na wiele milionów ludzi, do tego wasze wnioski są dla mnie tak samo szokujące, sytuację tej kobiety uleczyłaby legalna aborcja? Brawo! To ma być sensowny argument? To nie takie kobiety są głównymi klientkami klinik aborcyjnych na zachodzie. Poczytajcie statystyki, poczytajcie o usuwaniu aborcji, gdzie powodem była mała ilość lajków na facebooku pod zdjęciem usg. Za każdym razem, gdy aborcja staje się legalna w jakimś kraju rośnie z roku na rok ilość aborcji i to znacznie. Dlaczego rośnie ilość aborcji i to o kilkaset procent? Przecież ilość chętnych powinna być stała, skoro tak ciężko podjąć decyzję o aborcji i z taką rozwagą, tylko w skrajnych przypadkach zostaje waszym zdaniem podjęta. Czy według was kobiety czekały kilka lat na usunięcie ciąży?

Czy może logicznym jest wniosek, że coraz więcej kobiet traktuje aborcję jako opcję swoistej antykoncepcji?