|
Przyczajenie
Zarejestrowany: 2010-12
Wiadomości: 2
|
Dylemat prostytutki...
Piszę, ponieważ już sama pogubiłam się we własnym życiu.
Mam dwadzieścia kilka lat i od czterech pracuję jako prostytutka. W ciągu tych czterech lat nie raz i nie dwa nachodziły mnie różne obawy - co jeśli rodzina i znajomi się dowiedzą? co jeśli się zakocham i będę chciała założyć rodzinę? co jeśli zarażę się jakąś chorobą? - i wiele innych tego typu pytań. Wszystkie te obawy jednak szybko usuwałam ze swojej głowy, bo jak tu nagle zrezygnować z tego wszystkiego co mam? A mam wiele - małe, ale własne mieszkanie, samochód, w sklepie nigdy nie muszę się martwić, że na coś mi zabraknie, jeśli podobają mi się perfumy za 400 zł to kupuję, jeśli mam ochotę na bluzkę za 300 zł - kupuję. Będąc nastolatką nigdy nawet nie marzyłam o tych wszystkich rzeczach, w domu się nie przelewało. Nie było biedy, ale też nigdy nie było markowych rzeczy, rodzice często głowili się nad tym jak tu opłacić rachunki za ogrzewanie i wytrwać do pierwszego.
Kiedy zdałam maturę marzyłam o tym aby pójść na studia. Od razu jednak jasne było dla mnie, że sama muszę na nie zarobić, wyjechałam więc do pracy do Niemiec. Dostałam się na wymarzony kierunek, przydzielono mi miejsce w akademiku. Byłam najszczęśliwszą osobą na świecie. O naiwna ja! myślałam, że na studiach będzie inaczej niż w liceum, że już nikt nie będzie mnie oceniał na podstawie mojego pochodzenia, wyglądu i ubrań. Rzecz jasna - myliłam się. Chciałam choć trochę dorównać eleganckim koleżankom, kupiłam kilka lepszych ubrań, kosmetyków, pieniądze zaczęły się rozpływać w zastraszającym tempie. Ja jednak nadal pozostawałam na uboczu, nikt mnie nie zauważał, miałam opinię odludka i kujona. Po sesji zimowej jasne stało się dla mnie, że nie stać mnie na bycie jedną z tych podziwianych, wymuskanych dziewczyn, za to moje oszczędności mocno ucierpiały, musiałam znaleźć pracę. Znalazłam, od lutego do końca roku akademickiego zaliczyłam trzy różne prace dorywcze i jakoś udało mi się dotrwać do wakacji. W wakacje znów wyjechałam do Niemiec jednak na miejscu okazało się, że wiele się zmieniło, warunki się pogorszyły, po dwóch miesiącach pracy wypłacono mi ledwie połowę należnych mi pieniędzy i zmuszona byłam wrócić do Polski. Załamałam się, wiedziałam, że nie utrzymam się z tego w wielkim mieście nawet jeśli będę pracować dorywczo.
Siedząc w domu szukałam jakiejś porady, rozwiązania i w ten sposób natknęłam się na pewne ogłoszenie w Internecie. Była to oferta sponsoringu... Napisałam, dostałam odpowiedź i umówiliśmy się. Ubrałam się w najlepsze ubranie jakie miałam i z żołądkiem ściśniętym strachem pojechałam w umówione miejsce. Nie będę opisywać szczegółów tego spotkania, napiszę jedynie, że przepłakałam potem kilka dni i dość długo dochodziłam do siebie, więcej się z tym człowiekiem nie spotkałam. Postanowiłam jednak wziąć to wszystko na zimno, poszukałam ogłoszeń z miasta, w którym studiowałam. Było tego mnóstwo. Odpowiedziałam na kilka i czekałam. Potem już wszystko potoczyło się błyskawicznie... Znalazłam kilku stałych sponsorów, wynajęłam kawalerkę, zaczęłam żyć inaczej. Zachłysnęłam się tym wszystkim jak dziecko - fryzjer co tydzień, kosmetyczka, nowe ubrania, siłownia, kurs angielskiego, kurs prawa jazdy, wakacyjne wyjazdy. Już nawet nie chodziło o to, że chciałam szpanować kosmetykami czy ubraniami przed innymi studentkami, po prostu wreszcie mogłam pozwolić sobie na rzeczy, o których nawet nie marzyłam. Rok później kupiłam sobie wymarzony samochód, a od października mieszkam w moim własnym mieszkaniu.
Za kilka miesięcy skończę studia, wszystkie dylematy powróciły... Czuję, że powinnam skończyć z tym życiem, że powinnam rozejrzeć się za normalną pracą, może znaleźć sobie chłopaka, ustatkować się. Jednak boję się. Boję się stracić to wygodne życie, które mam. Nie chcę znów zastanawiać się jak dotrwać do pierwszego, nie chcę żyć tak jak moi rodzice. Polubiłam tę wygodę, beztroskę. Jak z tym skończyć? Jak wrócić do normalnego życia?
|