Przyczajenie
Zarejestrowany: 2012-12
Wiadomości: 4
|
Fatum nad dziwadłem
Istotniejsze, według mnie, rzeczy pogrubiłam, bo wiem, że długość może przerażać. 
Drogie Wizażanki, może zabrzmi to śmiesznie, ale mam wrażenie, że złe słowa słyszane w dzieciństwie niszczą mnie teraz od środka. Wstydzę się tej historii, dlatego postanowiłam użyć innego konta. Od razu zacznę od tego, że rocznikowo mam 18 lat i tak, wiem, że całe życie przede mną. Po prostu może chciałam się też komuś wygadać, bo wstydzę się tego tak bardzo, że nikt o tym nie wie. Moi rodzice od zawsze są nadopiekuńczy i wymagający, nie biorą pod uwagę mojego zdania, jeśli już uda mi się je wyrazić. Usłyszałam od nich wiele przykrych słów. Zawsze musiałam być najlepsza i robiłam wszystko, żeby tak było - najlepsza średnia w szkole, wygrane w konkursach. Śmieszy mnie to teraz, że tak bardzo się dla nich starałam. Kiedy mama powiedziała, że na lekcjach nie wolno się odzywać pod żadnym pozorem chyba, że nauczycielka pozwoli, tak musiało być. Nie odezwałam się ani słowem. Nie byłam lubiana, klasa uważała mnie za dziwoląga, naśmiewała się ze mnie. Z biegiem lat wiem, że nie powinnam mieć im tego za złe - byłam dziwna. Jestem dziwna. Byłam zestresowana do tego stopnia, że miałam napady lęku. Minęły, całe szczęście. Nieśmiałość została, jednak staram się z nią walczyć. Z mizernym skutkiem, ale nie jestem już aż tak zamknięta w sobie. Nie pamiętam zbyt wiele, chyba wymazałam większość podstawówki z pamięci, ale wyjątkowo dobrze pamiętam jedną scenę. Nie wiem co zrobiłam, ale stałam w łazience, wpadła moja mama i powiedziała mi, że "jak taka będę, to nigdy nie będę miała chłopaka, nikt nie będzie chciał takiej żony, nie znajdę męża, nikt nawet na mnie nie spojrzy". I wiecie co jest najgorsze? Że to PRAWDA. Okej, ludzie w moim wieku schodzą się i rozchodzą, na mnie też przyjdzie czas, ale ja zwyczajnie się boję. To nie jest tak, że nigdy nie byłam na randce - byłam. Boję się dać dotknąć, przytulić, spotkać ponownie. Miałam nawet chłopaka, co było jednym wielkim nieporozumieniem i naprawdę, nie wiem czy śmiać się czy płakać, zerwałam z nim po kilku godzinach. Nie zależało mi, to fakt, ale bardziej chyba się bałam. Zakochałam się też do szaleństwa, jemu chyba też trochę zależało. Spotkaliśmy się, milczałam jak grób, odsuwałam się na kilometr, ale on starał się mnie otworzyć i chciał też spotkać się ponownie. Wykręcałam się, odrzucałam propozycje spotkań, w końcu się zgodziłam, ale w ostatniej chwili odwołałam spotkanie. Kontakt się urwał, nie dziwię się wcale. Chyba bałam się wszystko zniszczyć. Bo niszczę wszystko. Zawsze.
W gimnazjum byłam całkowicie niewidzialna, teraz może jest odrobinę lepiej. Kiedy ktoś chce się ze mną umówić - wyczuwam podstęp, kiedy ktoś zagaduje mnie na szkolnym korytarzu czy ulicy - zakładam, że się założył, że szuka powodu do śmiechu, zabawki. Bo przecież to niemożliwe, żeby ktoś mnie gdzieś zaprosił. Nie bezinteresownie. Takie właśnie mam myśli. Często wydaje mi się, że ludzie po prostu mnie wyśmiewają. Może nawet nie chodzi o to, że jestem nikim. Tylko to bez znaczenia czy jestem, czy mnie nie ma.
Teraz, gdy napisałam to wszystko, zaczęłam się zastanawiać czego właściwie od Was oczekuję. I nie wiem. Na początku chciałam Was prosić o pomoc, wsparcie, dlatego publikuję.
|