Napisane przez if_devon
Nie wiem czy to odpowiedni dział, ale wydawał mi się najodpowiedniejszy.
Temat może się wyda dla niektórych dziwny, trochę śmiesny, ale taki właśnie mam problem życiowy. Mój problem polega na tym, że nie wiem do końca co chciałbym w życiu robić. W sumie to wiem, ale boję się wyjechać do innego miasta do pracy. Trzy lata temu zacząłem studia na politechnice, w tym samym województwie na kierunku informatyka. Interesuje mnie jedna działka informatyki, programowanie niskopoziomowe(to nie PHP, Javy i inne znane języki), pracę można w tym znaleźć tylko w dużych miastach wojewódzkich w Polsce, oddalonych o kilkaset km ode mnie, nawet tam gdzie studiuję nie ma ofert dla programistów niskopoziomowych. Powórćmy jeszcze na chwilę do moich studiów, mimo że wiele osób mi mówiło, że jestem, zdolny i w życiu coś osiągnę, po prostu od zawsze byłem kreatywny, miałem niestandardowe pomysły, to nie zdałem pierwszego roku. Zdałem tylko pierwszy semestr z wysoką średnią, ale w drugim dopadło mnie coś w rodzaju depresji, zacząłem się zastanawiać nad sensem studiowania itp. Na tych studiach wcale trudno nie było, bardziej to było moje zaniedbanie, nic mi wtedy ni wychodziło. Nawet na kolokwiach nie umiałem rozwiązać prostych zadań, takich co robiłem w technikum bez problemu. Gdy przyszła sesja, nie zdałem ani jadnego przedmiotu. Byłem nawet zadowolony z tego faktu, bo jeszcze raz mogłem podjąć decyzję co robić w życiu. Na wakcjach, po wielu przemyśleniach, doszedłem do wniosku, że nie widzę się w innym zawodzie. Chcę być po prostu programistą. We wrześniu dwa lata temu znowu zacząłem studia na tej samej uczelni, ale tym razem zaoczne, jestem rok w plecy. Pewnie ciekawi jesteście dlaczego zaoczne? A dlatego, że po za domem mieszkało mi się po prostu źle. Mieszkałem w bardzo dużym mieszkaniu, 11 osób. Mimo, że poznałem wielu znajomych to i tak czułem się tam samotny, nie odnalazłem żadnej bratniej duszy, takiego prawdziwego przyjaciela. Jeśli tylko mogłem, to często wracałem do domu, prawie w każdy weekend. Pewnie sobie pomyślecie, że jestem takim typowym informatykiem, co nie widzi świata, po za komputerem. Nie ja taki nie jestem. Fakt, jestem trochę typem domatora, i lubię czasami pobyć sam, odpoczywać w spokoju, uczyć się w ciszy ale lubię też iść, spotkać sie ze znajomymi, pogadać i iść się napić. Po prostu jestem, jakoś dziwnie związany ze swoim domem, z matką ojcem, bratem. Nie mogę sobie tego wyobrazić jakbym miał wyjechać z domu, i już nigdy na stałe nie powrócić, w rodzinne strony. Bo taka sytuacja jest bardzo możliwa, u mnie w małym mieście nie ma szans na pracę programisty. Jeszcze bardziej nie mogę sobie wyobrazić jakbym założył tam rodzinę. Wtedy to już na pewno bym był związany z innym miastem. Nawet moja rodzina się czasami głupio naśmiewa z tego, że nie zdałem pierwszego roku i musiałem, a raczej chciałem iść na zaoczne. Mają mnie chyba trochę za nieudacznika. Aż strach pomyśleć co by było gdybym znowu gdzieś pojechał i po jakimś czasie wrócił, bo znowu nie umiał bym się odnaleźć w obcym mieście, i znwou bym odczuwał jakiś dziwny brak rodzinnego domu. Na chwilę obecną to wygląda tak, że na codzień siedzę w domu, chwytam się dorywczych prac, a na weekendy jeżdzę na studia. No i oczywiście uczę się tego co mnie interesuje. Mam już 22 lata i czas zdobywać jakieś doświadczenie, a to się wiąże z wyjazdem. Czasami mam takie dni, że chciałbym już z tąd wyjechać, ale za kilka dni znwou myślę, że mi to się nie uda, w sensie, że bedzie mi tam po prostu źle się żyło. Chyba dziwny mam problem? Ktoś miał podobny?
|