Napisane przez bezdech
hej, zauważylam wątek kolegi, ktory również ma problem z odcięciem się od rodziców i zaczęłam czytać Wasze odpowiedzi... i do tej pory często myślałam, że może ja przesadzam, że tak ma być, że rodzice po prostu decydują o wszystkim, a ja nie mam prawa do własnego zdania... jestem teraz skołowana.
Studiuję, mam dużo nauki i nie dałabym rady na chwilę obecną iść do pracy, wiem po prostu, że potrzebuję dużo czasu na przyswojenie wiedzy. Rodzice mnie utrzymują. Wtrącają się we wszystko, a ja nie umiem się im przeciwstawić, bo wiem, że żyję ,,nie na swoim". Jeżdżą na mnie jak na łysej kobyle. Mam średnie wyniki na studiach, zdaję wszystko, ale na trójach, czasem jakieś 4 czy 5 się trafi. Przez trzy lata jeszcze nie mialam poprawki. Cały czas słyszę, że nauka to moj jedyny obowiązek, więc powinnam mieć same piątki z wykrzyknikiem. Niestety nie idzie mi to. Studia wybrałam nie, bo takie chciałam, ale dla świętego spokoju, żeby mi nie sterczeli nad głową, że się marnuję, bo moje zainteresowania zaprowadzą mnie co najwyżej na zasiłek. Teraz jestem z nich zadowolona, ale nie poszlam na nie z przekonania, tylko dlatego, że dobrze mi matura poszła. Odnoszą się do mnie chłodno, bo nie dostanę się na doktorat. Mówią, że dali mi taakie możliwości, a ja nie umiem ich wykorzystać. Wymuszają na mnie, żebym przyjeżdżała do domu co weekend, bo wiedzą, że w weekendy tylko mogę widywać się ze swoim facetem. Tylko dlatego wzięłam sobie szkołę zaoczną, żeby czasem zostać w weekend w mieście, gdzie studiuję. Niestety, skończyłam ją już, nie wezmę sobie kolejnej, bo byłam strasznie zmęczona zaliczaniem przedmiotów na jednych i drugich studiach. Czepiają sie o wszystko, nawet, że będąc w rodzinnych stronach wyskoczę do koleżanki. Wysłuchuję potem, że ta koleżanka jest mało inteligentna i nie powinnam zniżać się do jej poziomu. Wszystkich moich znajomych wyśmiewają i krytycznie komentują między sobą, a jak ktoś do mnie przychodzi, to są wzorowi, mili i w ogóle super. Obrazili się, że ja i mój chłopak nie chcieliśmy z nimi siedzieć w sylwka, tylko poszliśmy do mojego pokoju, a o północy na spacer w miasto.
Dwa razy w życiu postawiłam na swoim: wyjechałam z chłopakiem na wakacje i pojechałam z nim potem do jego rodzinnego domu. I wiecie co, żałuję, minął ponad rok, a oni wciąż nie mogą mi tego wybaczyć, drą się na mnie ciągle i wypominają, żenie zapytałam ich o pozwolenie. Jeszcze wczoraj miałam awanturę o ten wyjazd do domu mojego TŻ.
Strasznie mnie to martwi. Może mają rację? Mieszkamy z chłopakiem, właściwie tak jakby narzeczonym, bardzo daleko od siebie, 14 godzin pociągiem. Byłam u niego trzy doby. Mama się na mnie drze, że na pierwszą wizytę to za długo. Rodzice chłopaka mi w ogóle nie dali tego do zrozumienia, chłopak też nie, w końcu zaprosił mnie na tyle czasu. Ale moi ciągle mi wypominają, że nie zapytałam ich o zdanie, że pierwszy raz jedzie się tylko na kilka godzin, przywitać się i wracać. Mój chłopak był u mnie pierwszy raz dwie doby, moi rodzice nie mieli nic przeciwko. Jestem skołowana. W ogóle oni nie cierpią mojego faceta, ale wiecie, nie mają ku temu powodów. Nie jestem jedną z tych lasek, które na wizażu piszą, że mają cudownych chłopaków, takich opiekuńczych, tylko że czasem oni piją, wyzywają je, okłamują itd. Nie, mój naprawdę jest dobrym, spokojnym człowiekiem, który o mnie dba. Czuję się przy nim bezpieczna, nie muszę go idealizować.
Gryzę paznokcie, nie mogę spać, biorę jakieś proszki, czasem przed snem ratuję się lampką wina. Mam 23 lata i siwą kępkę na włosach, bo cały czas jestem zestresowana. Po studiach chcemy się pobrać, mamy perspektywę pracy i wspólnego mieszkania. Uda nam się. Ale nie wiem, jak przetrwać do tego czasu. Nasze zaręczyny są w mojej rodzinie ściśle tajną tajemnicą, bo moi rodzice powiedzieli mi kiedyś, że to będzie dla nich straszny dzień, w którym za niego wyjdę...
Uwierzcie mi, to nie trolling, powiedzcie, co mogę zrobić, bo jeszcze chwila a zamkną mnie w psychiatryku. Albo wpadnę w alkoholizm. Za żadne skarby nie dają mi dorosnąć... Na erasmusa nawet nie próbowałam aplikować, wiadomo, że nie pozwoliliby mi jechać.
|