Czytałam.
Ja się budzę, a tu 2015 rok, sierpień, dzień ślubu. Śpimy z TŻ w jednym łóżku. Wpada moja mama i w krzyk, że spowiedź nieważna, bo śpimy razem. Ja się pytam o co chodzi, a ta, że dzisiaj ślub.
Więc TŻ poszedł się ogarniać. Ja miałam jakieś pół godziny, więc związałam włosy w koczka, założyłam... CZARNĄ SUKIENKĘ, a mama przybiegła z białym sprejem i mi ją przefarbowała.
I teraz
HICIOR: wyjmuję z szafy
różowe buty Majsterki i próbuje je wcisnąć na stopy, ale są za małe. Jakoś je docisnęłam i nagle się okazuje, że nie pasuja do mojego motywu przewodniego słoneczników.
Wpadłam w panikę, bo już po 10, a o 10 zaczyna się ślub. Byłam nieumalowana, w locie mama malowała mi rzęsy, moje koleżanki powiedziały, że mogą śpiewać na weselu, bo się nie wyrobiłam z wybraniem zespołu.
Jest godzina 12. TŻ już 2 godziny czeka na mnie przed ołtarzem. Biegnę z domu do kościoła, bo samochód już dawno odjechał, wpadam taka zziajana i... się obudziłam.
Jeeeezu.