Raczkowanie
Zarejestrowany: 2005-06
Lokalizacja: Warszawa
Wiadomości: 33
|
Chora fascynacja?
Witajcie dziewczyny! Od wielu miesięcy obserwuję Wizaż, ale dopiero parę dni temu zdecydowałam się zarejestrować. Przykro mi, że mój pierwszy wątek nie będzie należał do tych emanujących radością życia, ale niestety mam problem. Duży problem To trochę bezczelne z mojej strony - zwracać się do Was z prośbą o pomoc i radę, w sytuacji, kiedy jestem dla Was zupełnie obcą osobą - ale nie mam wyjścia, jesteście jedynymi osobami, którym mogę się wyżalić.
Chodzi o to, że mój chłopak mnie zdradza - ale właściwie to nie jest zdrada. Sama już nie wiem; pogubiłam się w tym wszystkim. Zacznę od początku.
To właściwie narzeczony. Znamy się od 5 lat. Zawsze wydawało mi się, że Mariusz jest zupełnie różny od pozostałych facetów.
Przez te lata nigdy, przenigdy nie okazał jakiegokolwiek zainteresowania inną kobietą niż ja i.... No właśnie. Ja i Sarah Michelle Gellar.
To był jego znak charaktersytyczny. Jeszcze w szkole nazywali go po prostu: Sarah-fan. Od zawsze wiedziałąm o jego fascynacji tą aktorką. Czy mi to przeszkadzało? Oczywiście, że nie! To normalna sprawa, że każdy z nas ma jakieś ideały urody, ulubione gwiazdy. Nie widzę w tym nic złego. Wręcz przeciwnie, w pewnym sensie mi to pochlebiało. Panna Gellar to piękna kobieta, więc cieszyło mnie to, że mimo, iż Mariusz ma tak dobry gust wybrał właśnie mnie. Z opowieści jego znajomych wynika, że od chwili, kiedy zaczął się interesować Sarah, nie spojrzał na żadną inną. Było dla nich nawet pewnym szokiem, kiedy zaczęliśmy się spotykać. Mariusz nie sprawia wrażenia jakiegoś skrajnego introwertyka czy żyjącego we własnym świecie maniaka. Widział wszystkie filmy z tą aktorką, ma chyba wszystkie wycinki prasowe posegregowane w opasłych brulionach - ale przy mnie nawet o niej nie mówił, to była jego osobista pasja, hobby, któremu oddawał się w samotności.Tak było jeszcze rok temu. Od ostatnich kilku miesięcy dzieje się coś dziwnego - może zawsze się działo, ale dopiero teraz zaczynam to wszystko odkrywać i bardzo mnie to niepokoi. Właściwie to cholernie się boję.Mariusz czasami zwracał się do mie per: Sarah. Nie przeszkadzało mi to. Od pewnego czasu mówi tak o mnie także do znajomych. Nie byłoby w tym może nic zdrożnego, gdyby nie to, że od jakiegoś czasu używa on tego imienia także w rozmowach z prawie obcymi ludźmi - tymi, którzy nie wiedzą o jego pasji, tymi, którzy nie mają o nas zielonego pojęcia. Byłam świadkiem jednej z takich rozmów - z bardzo, bardzo daleką znajomą - i Mariusz złapany przez nią na tym, że nie używa MOJEGO imienia (dziewczyna przez dłuższy czas w ogóle nie miała pojęcia, o kim on właściwie mówi) zachował się dziwnie: przez chwilę milczał, a potem powiedział: pomyliłem się. Pomylił się?! Już wtedy to mnie niepokoiło, już wtedy tego nie rozumiałam. Ale najgorsze dopiero miało nadejść.
Nie miałam zamiaru go kontrolować, sprawdzać. Zresztą - w jaki sposób? Kobieta, która podejrzewa, że jest zdradzana, może wąchać ubrania na wypadek, gdyby przyplątała się na nie jakaś nieznajoma nuta zapachowa - ale co ma zrobić kobieta, którą zdradza się z jakąś nieosiągalną gwiazdą? Z kimś, kogo Mariusz mimo usilnych starań nigdy nie spotkał? To śmieszne!
Mniej więcej w tym czasie powzięliśmy decyzję o zamieszkaniu razem. Od dawna chcieliśmy to zorganizować, ale było to niemożliwe z przyczyn czysto technicznych. Kiedy w końcu wprowadziłam się do jego lokum, byłam najszczęśliwszą osobą na świecie. Mariusz ma dość duże mieszkanie, ale w kiepskim stanie i nieco zaniedbane - stąd w miarę "znośna" wysokość czynszu. Szczerze mówiąc nie bywałam u niego zbyt często - zazwyczaj spotykaliśmy się u mnie albo w mieszkaniu jego wujka, ze względu na małą odległość z niego na moją uczelnię. Po przeprowadzce okazało się, że pokój, który brałam za pomieszczenie gospodarcze i co za tym idzie nigdy tam nie wchodziłam - jest, cytuję, "jego gabinetem". I mam ABSOLUTNY zakaz wchodzenia doń. Myślałam, że szlag mnie trafi! Czułam się jak jakaś cholerna Bella z "Pięknej i Bestii", wszystko, cała ta nasza znajomość, moje życie - wszystko!- wydało mi się nierealistyczne, rozmyte, groteskowe. Miałam wrażenie, że to jakiś zły sen. Gdzie się podział ten mój Mariusz? Jego miejsce zastąpił jakiś szajbnięty facet, który zakazuje mi wstępu do pokoju w naszym wspólnym mieszkaniu! Który coś przede mną ukrywa! Zerwałam i chciałam się wyprowadzić. Jakoś mnie powstrzymał, jakoś przekabacił - w zasadzie do dzisiaj nie wiem, jak mu się to udało. Zostałam, zaakceptowałam. Któregoś dnia pokazał mi ten "zakazany pokój" - schludny, czysty, zwykły gabinet z kompem, biblioteczką i oczywiście ścianami oblepionymi plakatami wiadomej aktorki. Tłumaczył, że potrzebuje spokoju, że coś tworzy, że kiedyś wyjawi mi, co to jest. Uwierzyłam.
Mariusz ma dwa komputery. Jedn to kompletny grat, na którym chodzi jedynie Internet i z którego to korzystałam mieszkając u niego, drugi to całkiem niezła maszyna, w którą przez parę lat łożył całą kasę i która, ma się rozumieć, znajduje się w zakazanym gabinecie. Nigdy nie sprawdzałam historii czy zawartości plików w Moich Dokumentach - nie chciałam go szpiegować, poza tym na pewnym etapie zupełnie przestał korzystać z tego PC i gdy miał coś do załatwienia w Necie, to na długie godziny znikał w zakazanym pokoju.
Jakieś 3 miesiące temu, gdy nie było go w domu, około południa, serwowałam sobie po Sieci. Szukałam informacji do pracy, spędzałam przy kompie sporo czasu. Otworzyłam historię, by znaleźć pewną fajną stronkę, którą odwiedziłam poprzedniego dnia. I co znalazłam? Stronę porno, na którą mój Mariusz wchodził zapewne gdy ja byłam na zajęciach. Stronę ze zdjęciami - rzecz jasna - Sarah Michelle Gellar. Nie wiem, czy były to prawdziwe fotki, czy może jakieś fotomontaże napalonych fanów - istotne, że była to rzecz, o którą go nie podejrzewałam. Byłam w kropce - niby to żadna tragedia, wielu mężczyzn kupuje takiego np. Playboya, mogę być o to zazdrosna, ale przez te lata przyzwyczaiłam się już do tego, że uwaga mojego faceta dzieli się pomiędzy mnie i jeszcze kogoś. Ale poczułam się wówczas nieswojo, doszło do mnie, że chyba nie znam go tak dobrze, jak sądziłam. Chciałam z nim o tym porozmawiać, ale przez cały tydzień był zajęty i mijaliśmy się, a potem już dałam temu spokój. O naszych dalszych losach zadecydował pewnien feralny poniedziałek. Po włączeniu kompa uruchomiło mi się GG - jego numer. Dziwna rzecz, bo o ile miał ten program na starym komputerze zainstalowany, to nigdy się on przy starcie Windowsa nie włączał, Mariusz używał tego komunikatora u siebie w gabinecie. Przezwyciężyłam pokusę sprawdzenia jego archiwum i już miałam zamiar wyłączyć GG i wziąść się do pracy, gdy przyszła wiadomość od kogoś zapisanego jako "Sarah". Zmroziło mnie. Co się okazało? Mój narzeczony zabawiał się rozmową z panienką, która udawało sobie jakąś "polską Sarah". Był to flirt na całego, co prawda panienka mieszka w Berlinie. Wściekłam się postanowiłam za wszelką cenę wejść do gabinetu. Mieszkamy na parterze, mieszkanie jest zaopatrzone w stare i pełne szczelin okiennice, więc z pomocą sąsiada - pod pretekstem, że nie mogę się dostać do domu - udało mi się tam wejść. No i cóż zobaczyłam? Pokój wyglądał zupełnie inaczej. Już nie był taki schludny - pełno tam plakatów wiadomej osoby, znalazłam jakieś cholerne notatki opisującej ich wyimaginowane spotkania, nie mówię już nawet, co było na kompie..... Poczułam się wykorzystana, jak śmieć, jak nikt - a ze wszystkich czterech ścian spoglądały na mnie uśmiechnięte oblicza przeklętej Sarah. Wyprowadziłam się. Spakowałm walizkę i uciekłam. A on cały czas dręczy mnie telefonami i smsami, nachodzi mnie - chce, żebym do niego wróciła, mówi, że mnie kocha, że nie może beze mnie żyć. A ja nie wiem, co mam zrobić! Też go kocham, ale to nie jest normalna sytuacja! Nie uśmiecha mi się ciągłe stanie w cieniu tej kobiety!!!!!!!!! Nie wiem, nie wiem, nie wiem. Mam mętlik w głowie.
Bardzo, bardzo proszę o pomoc!
__________________
"Dla mnie to nic. Nowe milenium, nowy wiek czy nowy rok. Dla mnie to jeszcze kolejny dzień, kolejna noc. Słońce, księżyc, gwiazdy pozostaną te same." Dalajlama
|