[waga109]

niestety mam wrażenie, że większość lekarzy jest, bo jest. ja mojego lekarza chwalę za podejście, bo się przejął tym, że co miesiąc u mnie jedno wielkie zero, ale gdyby nie internet i przeróżne znalezione w nim informacje o jakiś "wspomagaczach: i badaniach, które należy wykonać zapewne w tym momencie siedziałabym i albo bym ryczała albo obgryzała paznokcie, bo nie wiedziałabym co dalej...[/QUOTE]

I właśnie teraz ja się czuje...byłam u ginki 27 lutego...sama mnie zapisała bo potrzebne BYŁY (BYŁY!!!) antybiotyki na bakterie w nasieniu męża (ponoć chlamydia). Pogadałyśmy trochę i w pewnym momencie powiedziałam że jestem na zastrzykach od korzonków (na dzień wizyty został mi tylko jeden) a ona na mnie szerokie oczy, że wobec tego ona nic mi nie przepisze bo muszę teraz organizm oczyścić i oczywiście zabezpieczać się w tym cyklu by ńie zajść. Wg mnie skoro mąż ma tak poważne bakterie i korzystając z okazji że mam się zabezpieczać to tym bardziej powinna przepisać antybiotyk. Nic mi nie dała, kazała pokazać sie w maju i dopiero wtedy da leki, czyli kolejny cykl będzie do dupy...poza tym stanowczo zabroniła brać witaminy !!!!!( bo po co się faszerować), dobrze że nie wspomniałam że mój luby bierze leki psychotropowe i rożne specyfiki na przyrost masy (gł. Witaminowe) Nie wiem już sama...wiem że usłyszę od was że leki męża mogą mieć wpływ, bo wiem to, ale oczekuje od lekarza ginekologa że podejmie jakieś kroki a nie odwleka tylko w czasie...zastanawiam się nad zmianą lekarza, tylko że zbytniego wyboru nie ma bo na każdego coś się znajdzie a do dobrego specjalisty trzeba by jeździć 100km...nie wiem...narazie przechodzę traumę spowodowaną moimi małymi cyckami...