Dot.: Ostatnio testowałam/-em, cz. IV
Prelude Balenciaga – początek ładny – aldehydowo – kwiatowy, z dobrze wyczuwalnym jaśminem i ylang. Później jednak kwiaty znikają i pojawia się chmurka przypraw – jest cynamon, trochę żywic i ambra. Niestety, całość jest bardzo delikatna, nieco mydlana dzięki aldehydom i znika ze skóry w mgnieniu oka.
Velvet Flowers Montale – bardzo ładna, wdzięczna róża – jest słodka, ale ani odrobinę jadalna. W tle plącze się odrobina owoców, w nutach jest obecny również szafran, ale na szczęście go nie czuć, bo potrafi mi koncertowo popsuć różę. Mocny, dobrze wyczuwalny przez cały dzień zapach.
Danger Roja Dove – bardzo droga kopia Samsary – piękne, puszysto – pudrowe drewno sandałowe z lekkim dodatkiem kwiatów – głównie róży, fiołka i miękkiego, kosmetycznego irysa. Gdyby nie był tak drogi, to sprawiłabym sobie flaszkę, bo leży na mnie zdecydowanie lepiej niż Samsara.
Shalimar Parfum Initial – ładny irysowy zapach, kojarzący mi się głównie z wonią kremu do twarzy i mydłem. Nie wyczuwam w nim wiele wspólnego z klasykiem – na mojej skórze nie czuć ani wanilii, ani tonki, jest tylko irys – piękny, wilgotny, odrobinkę pudrowy. Dlatego dla mnie z powodzeniem mógłby być samodzielnym zapachem, bez podpierania się legendą Shalimara.
Halloween Kiss del Pozo - klasyka lubię – niestety ten zapach nie ma z nim wiele wspólnego. Owocowo – paczulowy, z dodatkiem czekolady – baza łudząco przypomina wykastrowanego Angela. Nudy – zapach jakich obecnie tysiące.
Eau de Iceberg Wild Rose – blada, rachityczna i sztuczna róża. Baza równie marniutka-syntetyczne, białe piżmo najgorszego gatunku. Szkoda czasu.
__________________
Some organisms are so good at camouflage they forget they exist.
|