A nie wydaje się Wam, dziewczyny, że oprócz hormonów, niedoborów pewnych pierwiastków w organizmie, stresów i stosowania chemii (np. farby) jedną z przyczyn wypadania może być niedobra
woda? Piszę o tym dlatego, że u nas w mieście od prawie roku jest woda wybitnie niedobra. Do parzenia herbaty czy kawy musimy używać mineralnej, ale włosy myjemy niestety w tej paskudnej wodzie. Początkowo była bardzo zanieczyszczona, a teraz jest na odmianę przechlorowana. Wiem, że w niektórych innych miastach polskich woda też pozostawia wiele do życzenia pod względem jakości. Co o tym myślicie?
Dodam że od prawie roku na okrągło biorę preparaty typu Vitapil, Humavit, Revalid, tudzież stosowałam Dercosa z aminexilem, wszelkie nafty, rycyny itp. Wyrównałam poziom żelaza, biorę sztuczne hormony tarczycy i nic nie pomaga! Może to właśnie wina złej wody???
Bo już naprawdę nie wiem, gdzie szukać przyczyn i co pakować w siebie. Pozostał mi do zbadania chyba tylko testosteron i do przypadku zaczęłam łykać cynk. A tabletek anty nie biorę, więc one nie mogą być u mnie przyczyną. Łupież z grubsza wyleczyłam Dercosem Vichy. Skorzystam jeszcze z rady Gaagatki i kupię te tablety z wyciągiem z pokrzyw.

A co do wody, to naprawdę mam poważne podejrzenia, bo wcześniej włosy wypadały mi w normie. Dopiero jak woda się pogorszyła, pogorszyły się też włosy. Nie ukrywam, że je farbuję, ale farba jakoś nigdy wcześniej mi nie szkodziła, a farbuję co roku od 15 lat! I przez 15 lat nie miałam problemów z wypadaniem, dopiero od dobrych 10 miesięcy. Dlatego myślę, że to nie farba jest przyczyną.