Wizaz.pl - Podgląd pojedynczej wiadomości - Odgrzewany kotlet? Powrót do byłego chłopaka.
Podgląd pojedynczej wiadomości
Stary 2014-03-27, 19:19   #1
l3mon
Przyczajenie
 
Zarejestrowany: 2014-03
Wiadomości: 12

Odgrzewany kotlet? Powrót do byłego chłopaka.


Tak na wstepie: przepraszam za brak polskich znakow, chwilowo nie mam mozliwosci pisac inaczej. Aha, no i wiem, ze nikt z was mi nie odpowie, nie udzieli jednoznacznej odpowiedzi czy robie dobrze czy zle, ale bede wdzieczna za wskazowki. Sama zdecyduje, po prostu nie mam nikogo bliskiego zeby sie wygadac, moj najalpeszy przyjaciel i tak zawsze bedzie na nie, bo nie lubi mojego (bylego?) chlopaka z zasady, nie znajac go prawie wcale, ale uwazajac go za "ci...pke bez charakteru".

Mamy po 19 lat, jestesmy mlodzi, zycie przed nami, swiat otworem itd. jak to ludzie mowia. Poznalismy sie jakos 2 lata temu, poczulismy "to cos wyjatkowego'' i tak juz bylismy razem prawie te 2 lata. Przez dlugi okres czasu bylo swietnie, pozniej ja zaczelam miec jakies problemy, ze on sie nie stara. Od tego rozpoczela sie seria klotni, on najpierw tlumaczyl, ze sie stara, kocha i mu zalezy, potem mu sie odechcialo, bo ja caly czas wmawialam mu, ze tak nie jest. W tamtym okresie zaczelam byc takze zazdrosna o jego przyjaciolke, z ktora spedzal wtedy sporo czasu, o to tez sie klocilam, awanturowalam. Zerwalismy wtedy jakos na 1 dzien, wiec w sumie to nie bylo zerwanie, tylko wieksza klotnia. Wrocil do mnie, przyjechal, ustalilismy "nowe zasady" i mialo byc fajnie. Przez jakis czas walczylam ze soba, ale nie moglam sobie dac rady z tym wszystkim, zaufac mu, wpadlam w bledne kolo pretensji. Kochalam go, ale uroilam sobie, ze on mnie nie kocha i mu nie zalezy. Przyczepialam sie o to, ze nie zadzwonil, nie napisal, nawet o to, ze nie zlapal mnie za reke wtedy, kiedy bym sobie zyczyla. Swoja droga, on faktycznie sie ochlodzil troche uczuciowo, zaczal olewac pewne kwestie. Raz bylo lepiej, raz gorzej, raz cudownie, potem jakas klotnia. A ja ciagle sie martwilam, balam sie, ze mnie zdradza i juz nie kocha, meczylam sie z tym. W koncu cos we mnie peklo, zerwalam. On wtedy powiedzial, ze dobrze sie stalo, bo inaczej patrzymy na zwiazek (on potrzebuje troche przestrzeni, czasu na siebie, i nie chce sie wiecznie o mnie starac i zabiegac podczas gdy ja bede siedziala jak ksiezniczka; dla mnie to bylo normalne, ze facet sie stara, porownywalam czasy jak sie poznalismy z tym co bylo teraz itd.).
Mi na poczatku bylo megaciezko, przez pierwsze kilka dni ryczalam. On odzywal, oddychal, robil co chcial. Po 2-3 dniach ja sie ogarnelam, zaczelam zyc swoim zyciem, bawic sie, odnowilam sporo starych znajomosci, zawarlam jakies nowe. Caly czas bylismy w kontakcie z bylym chlopakiem, ale w niezbyt intensywnym. On caly czas uwazal, ze nie mozemy byc razem chociaz on cierpi i nie ma dnia, zeby nie myslal o mnie, bliskosci ze mna, mowil ze potrzebuje kogos bliskiego, wspomina nasze wspolne chwile, dochodzi do wniosku, ze ze mna bylo fajnie mimo wszystko. Od zerwania minal miesiac i tak wyszlo, ze sie spotkalismy spontanicznie. Mialam isc w czyms mu pomoc, ale wyszlo tak, ze wpadl na herbatke na chwile do mnie, bo mu zimno. Duzo gadalismy, smialismy sie i bylo fajnie. W pewnym momencie wyladowalismy na kanapie siedzac bardzo blisko i doszlo do pocalunku. Obupolna konsternacja, "nie mialo tego byc", "nie umiemy byc przyjaciolmi", potem powazna rozmowa w ktorej on powiedzial, ze chcialby wrocic ale strasznie sie boi, ze to sie znowu skonczy zerwaniem, bolem, cierpieniem. I ze tesknil za mna caly czas praktycznie. Ja nie mowie, ze nie tesknilam, bo bardzo brakowalo mi rozmow z nim, naszych powiedzonek, jego usmiechu, glosu, poczucia humoru i roznych drobnostek z nim zwiazanych.
Ustalilismy sobie tzw. "okres probny", ze spotkaniami, rozmowami, buziakami, a potem sie ustali co dalej. Zeby od razu nie rzucac sie we wszystko, planowac, zaczynac od nowa a potem sie nie powiedzie i wszystko znowu odwolywac. Poza tym, on ewidentnie SIE BOI.
Ja tez sie BOJE. Bo z jedne strony zalezy mi na nim, a z drugiej strony z jakiegos powodu zerwalismy. Bo owszem, opisalam siebie jaka ta okropna, ale w ostatnim czasie (pewnie tez przez moje klotnie) on takze nie byl cudowny, miewal mnie dosc, widzial moje bledy itd. Wczoraj on mi powiedzial, ze te moje klotnie byly nie do zniesienia. I ze zwiazek nie polega na tym, ze masz mowic komus ze go kochasz X razy dziennie, bo on nie chce takiego zwiazku, tylko zalezy mu na tym, zeby ktos BYL, DAL MU WSPARCIE, PRZYTULIL, SPOTKAL SIE, POSMIAL Z NIM i zeby on mogl byc dla kogos, dac mu wsparcie. Ja sobie troche przemyslalam przez ten miesiac, on niby tez.. Zrozumialam, ze nie ma sensu byc chorobliwie zazdrosna, bo on w sumie nie dal mi ku temu powodow (co nie znaczy, ze trzeba ufac w 100 procentach od razu i bezgranicznie).

No i teraz nie wiem. Nie wyszlo nam z pewnych powodow, wiec moze trzeba bylo to zostawic tak jak jest? Poprzednim razem zachowywalam sie nieco dziwnie, zrezygnowalam troche z zycia dla niego, bo on byl ''najwazniejszy'' i zachowywalam sie tak, jakbym chciala zeby i on zrezygnowal z zycia dla mnie. Teraz przekonalam sie o tym, jak fajnie miec wielu znajomych, chodzic na spontaniczne spotkania, wyjechac na weekend do innego miasta itd. i nie chcialabym tego stracic teraz pomimo zwiazku. Chcialabym wciaz poznawac nowych ludzi, realizowac marzenia, dobrze sie bawic a jednak, mimo wszystko miec ta bliska osobe, ktora po prostu bedzie. I byc dla tej bliskiej osoby takze. Nie wiem, czy to sie da pogodzic.
Wiele osob mowi mi, ze skoro zerwalam, to trzeba bylo tak to zostawic. Jestem mloda, cale zycie przede mna, niejedna milosc, a wracajac tylko trace czas, bo i tak sie nie uda, a w tym czasie moglabym zrobic juz cos nowego, poznac kogos innego itd. Boje sie, ze ja sie cofam i sama sobie zaplatuje zycie, a potem bedzie juz za pozno, bo obudze sie w wieku 30 lat z facetem, z ktorym sie w efekcie rozstane...

Pomocy, jakies opinie?

PS znalazlam jeszcze jakis watek w tym stylu i musze to dopisac: moj facet nie znalazl sobie zadnej innej przez ten miesiac, z nikim nie flirtowal, nie calowal sie, chcial ale stwierdzil, ze woli sobie poczekac na milosc niz bawic sie jakas kobieta jak zabawka zabijajac smutek, ktorego i tak nie zabije w ten sposob.

Edytowane przez l3mon
Czas edycji: 2014-03-27 o 19:35
l3mon jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując