[nariatka]

Tak sie zastanawiam czy tez czasem tak macie takie dni totalnego bezsensu? Ze chodzicie i ryczycie bez najmniejszego powodu, ze Wasza przyszlosc jawi sie Wam w jak najgorszych barwach, ze mimo tego ze macie kogos bliskiego, wspaniala rodzine, swietna przyjaciolke, dobrych znajomych to mimo wszystko uwazacie ze wszystko jest do bani? ze wy jestescie do niczego a to co was czeka to jedno wielkie niepowodzenie?
Ja wlansie mam taki dzien:/ i tak siedze sobie i mysle jakie to wszystko jest do niczego, mam wspanialego TZta ale jest milion rzeczy na chwile obecna ktore mi w nim nie pasuja i szukam nawet najmniejszego powodu zeby sie poklocic, poza tym wkrada sie tez jakas zazdrosc do innych ze innym cos wychodzi lepiej a mi nie co poteguje moje poczucie bezsilnosci i jakiegos przesiwdczenia ze znowu cos mi nie wyszlo:/ a jak sobie pomysle o przyszlosci to mam wrazenie ze do 30 bede mieszkala z rodzina a jezeli juz sie nawet wyprowadze to skoncze w jakiejs kawalerce ledwo wiazac koniec z koncem i odmaiwajac sobie wszytskiego. Ech nie znosze tego typu dni ale czasem sie zdarzaja i tak wlansie mnie zastanaiwa czy jestem jedyna ktorej sie to zdarza czy nie? I to nie jest taki 'dzien paszteta' tylko wlasnie raczej dzien poczucia beznadziejnosci...