Jakoś postaram się powoli opisać, bo i tak spać nie mogę.
W pn trafiłam do szpitala z lekkimi skurczami, bardziej takie stawianie się brzucha, zostałam do środy. W środę wyzłam do domu, a w nocy ze śr/czw trafiłam znowu do szpitala bo twardnienie wróciło
Leżałam sobie grzecznie, jak poczułam, że muszę do wc, okazało się, że zaczęłam krwawić. Pózniej bylo tempo straszne, badanie, usg, telefon na blok, bieg przez oddział na łóżku, znieczulenie ogólne bo nie było czasy na zzo. Pózniej nie wiele pamietam, jak sie obudzilam potworny bol rany, dopiero po kroplówce przeszło. Nie wiem za wiele o małym, mąż był u niego, wiem tylko wagę, że sam oddycha, leży w cieplarce z tlenem. Rano jeśli ze mną będzie ok to może na wózku mnie zawiozą do niego. Widziałam go na zdjeciu i jest sliczny, a raczki ma dlugie jak mamusia, reszta to tatuś

teraz tylko mam nadzieję, że wszystko z Boryskiem dobrze i nie będzie żadnych komplikacji. Teraz już wiem co czuje ksżda mama.
Wysłane z aplikacji mobilnej Wizaz Forum.