Przyczajenie
Zarejestrowany: 2014-04
Lokalizacja: śląsk
Wiadomości: 3
|
Dot.: Czy to anoreksja?
Hej Jesteśmy w tym samym wieku i pomyślałam, że Ci odpiszę. Też sądziłam, że ćwiczę, bo chce utrzymać wagę i po prostu nie chcę przytyć. Nie mniej znajomo brzmi celebrowanie śniadań - też je potrafisz jeść przynajmniej godzinę? Dla mnie one były jedynymi dużymi i kompletnymi posiłkami w ciągu dnia, bo przygotowywała je mama (oczywiście jadłam potem posiłki - bo przecież "nie mam anoreksji" i wyglądały one maksymalnie tak: kanapka w szkole, obiad składający się z kawałka chudego mięsa i warzyw, no a w porze podwieczorku jabłko i to tyle do końca dnia). Potem zaczęłam kłamać zmartwionej mamie, że coś zjadłam, albo udawać, że do obiadu nakładam sobie kaszę. Ale pomyślałam, że "przecież nie mam anoreksji". Waga ciągle leciała w dół, co nie ukrywam nie martwiło mnie ani trochę, chociaż wciąż twierdziłam "codziennie ćwiczę, bo chcę utrzymać wagę". Niemniej nie tykałam słodyczy/chipsów, w sumie jak człowiek, który się odchudza, tylko ja już nie miałam się z czego odchudzać. Potem było gorzej, bo doszło poczucie winy, wyrzucanie kanapek, a nawet oglądanie zdjęć jedzenia (większa przyjemność niż jedzenie, bo ono zaraz mnie przecież utuczy do nie wiadomo jakiej wagi). No i też jadłam w kółko to samo. Śniadanie zawsze takie samo, około 18 zawsze jabłko, "bezpieczne zestawy obiadowe".
Nie jest mi obcy Twój tok myślenia "pójdzie na marne". W sensie doskonale rozumiem, że sądzisz, iż takim wysiłkiem doszłaś do niskiej wagi, że teraz pod żadnym pozorem nie można tego zaprzepaścić. Ja szybko straciłam okres, więc póki go masz, koniecznie ratuj swoje zdrowie!
Niestety nie masz zdrowego podejścia do utrzymania wagi. To nie jest utrzymywanie wagi. Jeśli chciałabyś ćwiczyć, musiałabyś jeść więcej, mniej monotonnie. A pewnie nie zdobędziesz się na taki krok, prawda? Zupełnie jak u mnie. No i sam fakt, że kłamiesz z wagą o tym świadczy . Jesteś mądra, skoro zaalarmowała Cię sytuacja. Tylko nie brnij już w to bagno! Wychodź, póki się da! Nie opamiętałam się w porę (bmi poniżej 16) i moje "przecież nie mam anoreksji, utrzymuję wagę" doprowadziło nie tylko do takich przyjemności jak wizja bezpłodności, meszek, okropnie wyglądająca twarz (zapadnięta tak, że naprawdę nie mogę na siebie patrzeć), brak chęci do wszystkiego i paradoksalnie myślenie tylko o jedzeniu (nie w sensie głodu, ale planowania posiłków i leczenia kalorii). Również zepsuło moje relacje z ludźmi ("nie spotkam się z koleżankami, bo one każą mi jeść pizzę, a ja zjadłam dzisiaj duże śniadanie i nie mogę jeść już pizzy, o Boże, a jeszcze przecież nie zdążę poćwiczyć! powiem, że źle się czuję!"), nie mówiąc jak obciążyło moich kochanych rodziców stresem. Ogólnie to przestałam żyć. No bo to jakaś wegetacja przecież! Ćwiczenia, "bezpieczny posiłek", stresowanie się, bo ktoś chce mi dać ciastko. W każdym razie doskonale rozumiem Twoje myśli. I też mi ciągle zimno . Postaraj się do kogoś zgłosić z pomocą. Już może być tylko gorzej, naprawdę z tą chorobą to nie jest życie. Zacznij znowu się cieszyć życiem. Nie trzeba codziennie ćwiczyć i planować posiłków. Czy wszyscy normalni ludzie w około, którzy utrzymują wagę tak robią? W życiu! Nie można tego robić. Daj sobie pomóc, póki jeszcze nie jest za późno, dasz radę!
|