Witam
Typowo mam już konto na wizażu, ale na potrzeby tego wątku postanowiłam założyć nowe.
Od pewnego czasu spotykam się z pewnym chłopakiem. Znamy się kilka lat, ale wcześniej nasze kontakty były sporadyczne. On jest starszy odemnie (30 lat), ale nigdy wcześniej nie był w żadnym związku, ja mam 24 lata i jestem już po dwóch nie udanych związkach. Mamy wspólnych przyjaciół/rodzinę i 2 - 3 razy w roku wyjeżdżaliśmy razem na jakieś letnie wyjazdy. Na ostatnim takim wyjeździe bardziej się do siebie zbliżyliśmy - więcej rozmawialiśmy, uśmiechał się do mnie, patrzył mi w oczy. Po powrocie pisał smsy i zaczęliśmy spotykać się w grupie wspólnych znajomych. W końcu zaproponowałam spotkanie sam na sam, próbowałam go wybadać i przyznał, że mu się podobam, ale jest bardzo nieśmiały. Ja raczej jestem typem kobiety zdobywcy, więc nie przeszkadzało mi to. Widywaliśmy się coraz częściej, sam proponował jakieś wypady za miasto, spacery, kolacje. Po jednym z wspólnych wieczorów, konkretniej po tym kiedy zaczęliśmy się do siebie przytulać, powiedział mi, że On nie wie czego chce, że raz traktuje mnie tylko jak koleżanke, a czasem chciałby żeby było coś więcej. Porozmawialiśmy i uznaliśmy, że będziemy się dalej spotykać i z czasem zobaczymy co z tego będzie. Znowu było dobrze, do momentu pierwszego pocałunku. Na następny dzień to samo - nie wie czego chce, nie chce mnie skrzywdzić. Starałam się to rozumieć bo cały czas powtarzał, że nie jestem jakąś przypadkową koleżanką i dlatego tak bardzo boi się mnie zranić. Nie chce popsuć wszystkiego co do tej pory było - wspólni przyjaciele/rodzina, wyjazdy. Dużo szczerze rozmawialiśmy, wydawało mi się, że go rozumiem. Następny tydzień był idealny. Widzieliśmy się codziennie, nawet kiedy wrócił późno z pracy chciał się jeszcze ze mną zobaczyć i siedzieliśmy razem do 2 w nocy. Świetnie nam się rozmawiało, spędzało razem czas, czuć było, że jest między nami chemia. W niedzielę trochę się posprzeczaliśmy, ale później cudownie się godziliśmy, całowaliśmy się jeszcze bardziej namiętnie niż wcześniej. Sam powiedział, że warto było się kłócić. W poniedziałek się nie spotkaliśmy, napisał, że ma bardzo kiepski humor. We wtorek było już dziwnie, czułam się jak z zupełnie inną osobą, był jakiś dystans między nami. Wczoraj powiedział mi, że z jego strony chyba coś się skończyło, że znowu nie wie czego chce i w tej chwili czuje się przy mnie jak z koleżanką, ale jak poprosiłam żeby spojrzał mi w oczy i powiedział wprost, że to koniec i nic z tego już nie będzie powiedział, że nie wie. Mówi, że wcześniej już myślał, że wie, że był zdecydowany, a teraz znowu te same wątpliwości, albo nawet gorzej. Jestem kompletnie rozbita i nie wiem co myśleć. Do tej pory było jak na huśtawce, ale zawsze jakoś udawało się dogadać i znowu było super. Przy czym w czasie tych rozmów, kiedy mówił, że nie wie czego chce On był kłębkiem nerwów, widziałam, że strasznie to przeżywa, aż za bardzo. Teraz też wiem, że jest kompletnie rozbity. Pewnie powiecie, że mam dać sobie spokój i znaleźć kogoś kto będzie bardziej ogarnięty i będzie wiedział czego chce, ale poza tym wszystkim przez ten czas bardzo się zaprzyjaźniliśmy i martwię się o niego. Już nie chodzi o mnie/nas, ale o niego bo to chyba nie jest normalne. Chciałabym mu jakoś pomóc, żeby znowu wszystko było dobrze, ale tym razem czuje, że wale głową w mur


Co o tym wszystkim myślicie? Czy to możliwe, że raz coś jest, jest cudownie, a za chwilę tak o, bez powodu znika?