Napisane przez kutar6
Witam. Chciałbym zapytać Was o drobną poradę dotyczącą mojego związku. Mam wrażenie, że moja dziewczyna wycofuje się ze związku, próbuje mnie odepchnąć albo mnie zdradza. Sam nie wiem co z tym fantem zrobić, cała ta sytuacja doprowadza mnie do frustracji. Ale do rzeczy. Postaram się podać jak najwięcej szczegółów, które mogą pomóc w ocenie sytuacji. Przepraszam jeśli trochę za bardzo chaotycznie piszę.
Jestem facetem i mam 25 lat, moja dziewczyna jest 2 lata młodsza. Poznaliśmy się na studiach 4 lata temu (mieszkaliśmy w tym samym akademiku). Przez pierwsze pół roku nasza znajomość wyglądała na zasadzie "cześć-cześć" jak się widzieliśmy, z okazjonalną kilkuminutową rozmową. Po pół roku znajomości zaczęliśmy się ze sobą spotykać. Było nam razem cudownie, zawsze świetnie się dogadywaliśmy w różnych sprawach. Podobnie z seksem, zaczęliśmy uprawiać seks po 2 tygodniach od rozpoczęcia związku (byłem jej pierwszym). Były dni, kiedy uprawialiśmy seks kilka razy dziennie, a były momenty, kiedy uprawialiśmy co kilka dni, ale w tygodniu zawsze przynajmniej raz. Seksualnie też byliśmy raczej dopasowani i podobnie "zboczeni". Oboje lubiliśmy eksperymentować. Z nowymi inicjatywami wychodziłem zarówno ja, jak i ona. Po dwóch latach związku zamieszkaliśmy razem w jednym pokoju w akademiku i mieszkaliśmy przez rok. Było super do momentu, kiedy się wyprowadziłem we wrześniu w zeszłym roku (skończyłem studia, jej zostało jeszcze 2 lata).
Zawsze było tak, że ona co 2 tygodnie jeździ do domu. Po studiach miałem problem ze znalezieniem pracy i trochę krucho z kasą, więc uzgodniliśmy, że będę przyjeżdżał co drugi tydzień. W wolny weekend ona będzie jeździć do domu. Przez pierwszy miesiąc było OK, ale później zaczęły się problemy. Jednego dnia było wszystko OK, a drugiego potrafiła siedzieć naburmuszona przed laptopem. Jak się pytałem czy coś się stało to odpowiadała, że nic. Z seksem też zaczęło nam nie wychodzić. Z reguły bawiliśmy się dosyć długo i w 90% przypadków miała orgazm. Teraz nie dochodziła, ale zawsze mówiła, że było jej miło. Z czasem to wyglądało z mojej strony jakby rozchylała nogi z przymusu i czekała, aż skończę. Zawsze podczas następnego spotkania starałem się lepiej jej dogodzić, dłużej robić grę wstępną, pieścić i całować, ale nic to nie pomagało. Po pewnym czasie podczas seksu oralnego mówiła, żebym przestał bo ją boli jak liże. Palcówkę też odmawiała, bo bolało jak dotykam łechtaczki. Często też nie miała w ogóle ochoty. Czasem dla żartu lubiłem jej ściągnąć majtki, teraz strasznie ją to zaczynało wkurzać. Zawsze bazowaliśmy swój związek na szczerości, zaufaniu i nie baniu się poruszać trudnych tematów, bo ani ja, ani ona nie jesteśmy jasnowidzami. Pytałem co jest grane, zawsze słyszałem, że nic. Trwało tak przez 3 miesiące, aż się w końcu wkurzyłem i zacząłem mocniej naciskać i drążyć temat. Powiedziała, że się stresowała, bo miała masę zaliczeń, bo w styczniu się broni, musiała pisać pracę inżynierską, uczyć się na obronę, do tego współlokatorka ją denerwowała. Rozmowa była parę dni po obronie. Powiedziała, że teraz już będzie dobrze, bo już stres się skończył i będzie mieszkać z inną dziewczyną. Podczas następnego spotkania było fajnie, a potem wszystko było "po staremu". Zbliżała się nasza 4 rocznica, więc zacząłem ją wypytywać o różne rzeczy, żeby zrobić wszystko, żeby jej się spodobało. Wypytałem się także, jak spędzimy ten dzień w łóżku. Bardzo chciała wypróbować trochę BDSM (głównie wiązanie i dominacja). Kupiłem winko, które chciała, zrobiliśmy wspólnie obiadek. Kiedy jednak doszło do zbliżenia zobaczyłem, że jakoś nie wygląda na szczęśliwą (robiłem wszystko jak uzgodniliśmy). Kiedy włożyłem jej penisa do buzi to zauważyłem coś czego nigdy w życiu nie widziałem w jej oczach, mianowicie połączenie obrzydzenia, odrazy i agresji. Zaczęła też robić wszystko, żeby nie doszło do stosunku.
Kiedy przerwałem, ona bardzo szybko się ubrała i powiedziała, że nie mam ochoty. Zacząłem raz jeszcze drążyć temat. Tym razem zdenerwowałem się i zacząłem się z nią kłócić. No i się zaczął potok słów pełnych żalu, co doprowadziło do naszej pierwszej kłótni.
Zdarzało nam się rozmawiać o przyszłości (zarówno jak już mieszkaliśmy razem, jak i wcześniej). Ja byłem zwolennikiem powolnego rozwijania związku, poznawania się. Jej to odpowiadało. Powiedziałem jej także, że na razie nie myślę o zakładaniu rodziny, bo najpierw musimy ukończyć studia, później znaleźć jakąś pracę i trochę odłożyć kasy. Ona pochodzi z biednej rodziny, ja też do bogatych nie nalezę. Mówiłem jej, że nie chciałbym takiego życia, latać po gminach o pomoc z UE, czy jakieś inne dofinansowania. Chcę zdobyć dobrą pracę, otworzyć firmę, zbudować dom. Jak będę musiał wyjechać z kraju, żeby to zrealizować to nie będę się wahał. Zawsze mówiła, że to rozumie.
W kłótni powiedziała, że uważa, że przez ostatnie pół roku przyjeżdżam do niej tylko dla seksu i że jej się pozmieniało, że sama nie wie czego chce. Jak zapytałem co to znaczy, to ona odpowiedziała, że mamy inne cele w życiu. Jak chcę pracować, zarabiać pieniądze, a ona chce mieć jak najwięcej dzieci jak najszybciej. Zapytałem jej jak zamierzać utrzymać gromadę dzieci bez pracy i kasy, to stwierdziła, że jakoś da sobie radę. Jej mama sobie dawała radę a było jej ciężko więc ona też sobie da. Odpowiedziałem jej, że dopóki nie osiągnę stabilności finansowej to z mojej strony nie ma co liczyć na dzieci, bo nie zamierzam, żeby żyły w biedzie i nie zamierzam latać po urzędach, żeby dostać jakieś grosze dofinansowania. Wyjaśniliśmy sobie kilka kwestii. Powiedziała, że bała się tej rozmowy, więc nie poruszała tematu. Myślałem, że już będzie ok, ale również się myliłem. Zaczęliśmy się spotykać jeszcze rzadziej, bo święta i przez dwa weekendy pod rząd była w domu, bo coś jej wyskoczyło itp. Jak już się widzieliśmy to seks nie istniał. To doprowadziło do naszej drugiej kłótni pod koniec maja. Powiedziałem jej co czuje, co mi leży na sercu. Ona wysłuchała, powiedziała, że będzie lepiej. Wyszedłem z pomysłem, żebyśmy zrobili sobie listę rzeczy, które nam nie odpowiadają/odpowiadały i żebyśmy przedyskutowali te tematy i ratowali nasz związek. Tak też uczyniliśmy, wytłumaczyliśmy sobie pewne sprawy, ale widzę, że dalej jest jak było. Rozmawiamy normalnie, ale ciągle są problemy, żeby się spotkać, seks nie istnieje.
W wielu kwestiach poruszała też temat swojej rodziny. Mówiła, że jej rodzina jest bardzo ważna. Ostatni rok pokazał dobitnie, że jakby miała wybór spędzić czas, kiedy nie widzieliśmy się np. miesiąc, a spędzić czas z rodziną po 2-dniowej rozłące, to bez wahania wybiera to drugie. Jej bracia ułożyli sobie życie, mieszkają z dziewczynami, pracują, a ona chce mieszkać z rodzicami w domku rodzinnym, no bo jej mama zawsze sobie dawała radę. Jej mama nie raz jej powiedziała, że w tej kwestii jest głupia i nawet niech o tym nie myśli, bo to jest katorga, żyć na roli i z dofinansować z gminy/unii.
Nie wiem co o tym wszystkim myśleć.
|