Napisane przez Doris1981
W ciągu życia można przeżyć miłość kilka razy, więc nie wiem, czy określenie "ten jedyny" jest takie do końca trafne. Ja mam taką swoją teorię: z powiedzmy 100% ludzi, z którymi możemy się związać, jakiś tam procent nadaje się na krótko, bo szybko wyjdzie, że jednak nie to, z tego procenta ileś tam całkiem dobrze do nas pasuje i może nawet z kiego wyjść kilkumiesięczny związek, ale to jeszcze nie do końca TO, a 2-3 osoby z tej grupy są dla takimi naj, naj, że może z tego wyjść i naprawdę poważny, udany związek na długo, a może nawet i na całe życie. Co jest ważne? Ale dość intensywnie poznawać i "testować" takiego kandydata na partnera, a potem partnera i nie tracić czasu nie "to nie do końca TO".
W przypadku TŻ, że to facet dla mnie i jest fajny wiedziałam szybko, ale na podstawie jego zachowania, manier, sposoby wyrażania się o innych ludziach itp. Oraz na podstawie tego, że od razu można było wyczuć, że jest między nami chemia, taka iskra, humor, coś nienamacalnego, a niezwykłego. Natomiast nie oceniała go na podstawie jakichś swoich marzeń, wyobrażeń (jak to często wcześniej robiłam wmawiając sobie, że dany facet jest taki a taki) i nie na podstawie "słodkich słówek", czy obiecanek bez pokrycia.
Potem, widząc, że związek się toczy bez dramatów, gładko, tak po prostu naturalnie, fajne, dosyć szybko (po kilku miesiącach) doszłam do wniosku, że to NAPRAWDĘ facet dla mnie. Ale też nie przyspieszaliśmy pewnych rzeczy. Mieszkanie razem po ok. 1,5 roku, ślub po ponad 5 latach. Cały czas jednak rozmawialiśmy, sprawdzaliśmy (nadal sprawdzamy), czy jesteśmy na tej samej stronie, na tej samej drodze.
Moim zdaniem jeżeli facet jest właściwy, to niczego sobie nie trzeba "przetłumaczać", udowadniać, dywagować.
|