Wizaz.pl - Podgląd pojedynczej wiadomości - Czy warto w to brnąć?
Podgląd pojedynczej wiadomości
Stary 2014-08-10, 10:05   #1
sweater_weather
Raczkowanie
 
Zarejestrowany: 2014-07
Wiadomości: 30

Czy warto w to brnąć?


Cześć dziewczyny...od jakiegoś czasu mam niezłą burzę w głowie z powodu mojego chłopaka i postanowiłam się Was poradzić.

Spotykamy się krótko, bo tylko 3 miesiące. To nie jest ani dla mnie ani dla niego pierwszy związek, oboje byliśmy kiedyś mocno zranieni. Problem z mojej strony wygląda tak: to pierwsze miesiące, powinna być chyba sielanka? Zakochani, długie spojrzenia, niekończące się rozmowy - a właściwie tematy do rozmów, ciągłe adorowanie się nawzajem, typowe zauroczenie. Jest jednak zupełnie inaczej...tzn ja jestem zakochana a on...on zachowuje się jakbyśmy już byli min 3 lata w związku. Nigdzie nie wychodzimy, jak się spotykamy to on połowę spotkania śpi, zdaje mi się, że wszystko stawia przede mnie - na początku spotykaliśmy się częściej ale on ma pracę, treningi, siłownię, czasem musi pomóc w domu - i ja to wszystko po kolei akceptowałam i zaczęliśmy się spotykać rzadziej. Również po to aby miał więcej czasu na odpoczynek (randkowe spanie), jednak jego zasypianie przy mnie nie minęło do tej pory. Po drodze zdarzyło się kilka dziwnych sytuacji. Poznaliśmy się generalnie przez internet na portalu randkowym, ja swoje konto skasowałam. Po 1,5 miesiąca naszych spotkań doszły mnie słuchy, że mój chłopak konto w dalszym ciągu tam ma, a co gorsza dalej się na nie loguje. Gdy to zobaczyłam na własne oczy myślałam, że pęknie mi serce. Postanowiłam z nim o tym porozmawiać, powiedział, że konto zakładał mu kolega i że to on musiał się logować. Ja głupia, lub nie głupia jakoś to przełknęłam - przecież po co miałby szukać kogoś na boku skoro przedstawiał mnie swoim znajomym, zaprasza mnie do siebie do domu gdzie są jego rodzice i to wszystko powiedzmy jest oficjalne. Gwoździem do trumny był temat wakacji. Mięliśmy jechać samochodem do Chorwacji, trochę pozwiedzać, trochę poleniuchować. Taka forma mi odpowiadała ponieważ w tym roku nie mogę się za bardzo opalać ponieważ miałam pewien zabieg i mam nieładne blizny, których w przyszłości mieć nie chcę). Okazało się, że pojedziemy z jego znajomymi - pomysł mi się spodobał bo fajnie jechać w większym gronie, jest zawsze do kogo się odezwać, z kim bawić. Ale szybko z Chorwacji przeszliśmy do wycieczki do Włoch, jednak ten pomysł również odpadł bo przekroczył budżet. Więc pewnego dnia, nie konsultując niczego ze mną tylko jak do tej pory - oznajmił, że lecimy gdzieś samolotem na dwa tygodnie się byczyć. Ten pomysł już niestety do gustu mi nie przypadł bo takie wakacje są drogie - w granicach mojego budżetu, jednak w ogóle bym na nich nie wypoczęła. Dwa tygodnie leżenia nad basenem z niemożliwością rozebrania się do stroju kąpielowego jest trochę męczące z mojego punktu widzenia. Niestety moje tłumaczenia nie bardzo do niego trafiały i on brnął w zaparte. Próbowałam więc podrzucić mu oferty tańsze (bo z przejazdem autokarem), na które mogłabym sobie ewentualnie pozwolić jadąc na niekoniecznie wymarzone wakacje - też nie, bo podróż autokarem męczy, a on pracował cały rok i chce wypocząć. Poprosiłam więc żebyśmy pojechali na tydzień a nie dwa - też nie ponieważ to za krótko i on nie wypocznie do końca. Opadły mi ręce. Zaczęliśmy się kłócić, powiedziałam, że niestety ale na takie wakacje jakie mi ostatecznie proponuje w tym roku mnie nie stać - odparł, że w takim razie nigdzie nie jedziemy. Zrobiło mi się cholernie przykro bo ja też od kilku lat na żadnych wakacjach nie byłam i myślałam, że wreszcie wyjadę gdzieś, w dodatku z osobą z którą niby jest mi dobrze no ale skoro mnie nie stać a on w żadną stronę nie mógł się nagiąć to temat jakby skończony. Następnego dnia porozmawiał z kolegą i zaczął mi mówić że to oni są elastyczni a ja marudna bo przecież możemy jechać autem (bo kolega uznał, że możemy). W tym momencie po raz kolejny załączyła mi się czerwona lampka, że gdy kolega coś powie to go słucha ale gdy ja zgłaszam jakiś problem czy cokolwiek to w ogóle nie liczy się z moim zdaniem. Wieczór się zakończył tak, że on ostatecznie wyszedł bo następnego dnia miał rano coś do załatwienia i musiał się wyspać. Wściekłam się, że nigdy nie chce załatwić problemu do końca tylko idzie bo coś tam ma do załatwienia. Nie wiem czy dobrze to odbieram ale czuję się ostatnia na liście. Ale mimo to wybiegłam za nim on wrócił jak do niego zadzwoniłam i jeszcze rozmawialiśmy. To znaczy jak wrócił myślałam że rzucimy się w objęcia - tak, jestem romantyczką czasem niepoprawną - ale on przyszedł usiadł i oczekiwał, że coś powiem...zatkało mnie, bo przecież to on wyszedł obrażony na pięcie. Spytałam po jakimś czasie dlaczego ma taką skorupę, że ciągle mnie odpycha od siebie, nie chce pokazać, że mu zależy. Powiedział, że boi że go ktoś zrani. Tak właśnie myślałam, bo przechodziłam to samo kiedyś. Niestety ale w takim stanie jak byłam nie potrafiłam z kimś być szczęśliwa i te związki się kończyły. Rozmawiałam już o tym z mamą i babcią, doradził mi żebym sobie dała spokój bo jestem warta więcej a początek związku powinien być szczęśliwy a nie, że będę po kątach szlochała i brała sobie na głowę czyjeś problemy.


I teraz moje pytanie do Was dziewczyny. Czy ja faktycznie mam jakieś wygórowane wymagania jeśli oczekuję od faceta, że chociaż na początku związku powinien mnie bardziej adorować, chcieć ze mną wychodzić gdzieś, spędzać jak najwięcej czasu? Staram się go na każdym kroku rozumieć i akceptować jego sposób życia, jednak chciałabym czasem aby zaproponował, że gdzieś wyjdziemy/pojedziemy, żeby kupił kwiatka, spojrzał z czułością - ale tak nie jest. Ciągle tylko taka zimna relacja. Ja się do niego kleję a on najczęściej jest obojętny. Mogłabym jeszcze dużo wymieniać, ale tego jest tak dużo, że pisałabym do jutra. Czy faktycznie warto w to brnąć? Czy tak może na początku wyglądać i mam się tym nie przejmować bo może się zmieni? Prosił mnie żebym dała mu czas...ale mówił tak już kilka razy, a zawsze 'moje problemy' - tzn to, że oczekuje od niego więcej czułości, adoracji, uwagi - uważa za głupie i ich nie rozumie Jest to dla mnie o tyle dziwne, bo wiem, że gdy ktoś jest zakochany to wszystko robi instynktownie, a ja u niego tego nie widzę kiedyś nawet usłyszałam, że musi się przyzwyczaić do tego, że ma dziewczynę bo zdziwiłam się, że gdy np stoimy w kolejce do sklepu on wkłada ręce do kieszeni staje jakieś 50cm ode mnie i nawet na mnie nie patrzy - gdy ja w tym momencie jestem wpatrzona w niego jak w obrazek Nie wiem już co mam robić, ale nie czuję się komfortowo w takiej relacji. Dodatkowo mam problemy z depresją i powiedziałam mu o tym...właściwie przeszło to bez większego echa. Po kilku razach jak już właściwie wymusiłam na nim aby się tym zainteresował spytał co mam na myśli mówiąc depresja - i to właściwie tyle.


Przepraszam, że tak chaotycznie, mam strasznie dużo myśli w głowie. Jeśli coś brzmi niezrozumiale to wyjaśnię jeszcze raz. Bardzo proszę o wyrozumiałość i obiektywną opinię
sweater_weather jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując