Witam Was!
Zacznę od tego, że zawsze miałam swoje wartości, nie wynikające jedynie z religii, ale też z moich przemyśleń i obserwacji. Postanowiłam zaczekać z seksem do ślubu. Jednak przez ostatnie dwa lata spotkałam kilku męzczyzn, z którymi sprawy zaszły dość daleko (spanie nago, pieszczoty, petting), jednak nigdy granica nie została przekroczona. Nie udaję nietkniętej dziewicy, ale po prostu prawdziwy akt seksualny, jakim jest dla mnie penetracja członkiem pochwy (haha, jak to brzmi) chcę przeżyć po slubie.
A oto pokrótce moja historia.
Nazwijmy go M. Poznałam go ok pół roku temu na wymianie. Od razu zaiskrzyło, dużo rozmów, wspólne zainteresowania. Zaprzyjaźnilismy się. Dodam, że miałam wtedy chłopaka, więc byłam trochę między młotem a kowadłem - M. mi się podobał, ale wiedziałam, że "nie wolno mi"... W końcu z chłopakiem się rozstałam (obupólna decyzja), ale nie z powodu M.
M. od początku nie ukrywał, że jestem dla niego ważna. Zabierał w różne miejsca, pokazywał kulturę tego kraju, zabrał kilka razy do domu na rodzinny obiad... Rozmawiałam z jego rodzicami, siostrą. Nawet jak nie miał czasu, to po prostu zabierał mnie ze sobą tam, gdzie miał coś załatwić-byleby spędzić ze mną kilka chwil. Próbował tez kontaktu fizycznego, ale pozwoliłam mu jedynie na przytulenie przyjacielskie.
No i stało się, że się rozstałam z chłopakiem. Z M. się wciąż spotykałam, on już wiedział , że jestem "wolna". Nocowalismy razem, dochodziło do jakichś pocałunków, ale nie szłam dalej. Potem wyjechaliśmy na wycieczkę tygodniową. On próbował wiele razy pójść dalej, ale ja się opierałam. Ale w końcu - stało się coś. Mianowicie, sama nie wiem jak, trochę pod wpływem chwili, jego namów-wszedł we mnie...analnie. Trwało to kilka minut, potem powiedziałam, ze mnie boli (choć wcale tak bardzo nie bolało), więc się wycofał. Sama potem nie wiedziałam, co o tym mysleć. Wprawdzie nie był to seks "normalny", no ale jednak cos bardzo intymnego .
O dziwo, nie czuję jako takich wyrzutów sumienia. Mam tylko problem z tym jak np on mnie teraz postrzega. Czy wyszłam na łatwą? Ja już wróciłam do siebie do kraju, mamy kontakt mailowy. Oboje wiemy, ze nie będziemy razem (duza odległość), ale przyjaznimy się. Nie chcę, by uznał mnie za kolejną polską łatwą dziunię, tak się trochę teraz czuję.
Jego stosunek do mnie... hmmm, wiele razy okazywał mi jak mu zależy, na wiele sposobów. Ja się bałam, że chce tylko seksu, ale on kiedyś powiedział, że gdyby chodziło mu tylko o to, to po tygodniu starań by spasował :P Znamy się pół roku, wiele chwil spędziliśmy, zdążylismy się poznać trochę. On kilka razy powiedział, ze mnie kocha, ale wydaje mi się, że może jako przyjaciółkę (on ma dziwne podejście do tych spraw).
Co myślicie, czy chciał mnie tylko zaliczyć(po pół roku można powiedzieć, że w jakiś sposób mu się udało), czy straci teraz do mnie szacunek? Dodam, że ostatnia noc jaką spędziliśmy była cudowna. Wbrew pozorom - żadnych seksualnych uniesień

Obudzilismy się w nocy, a raczej ja się zbudziłam , bo poczułam, że on gładzi moją twarz. Potem zaczął obsypywać mnie pocałunkami, po całej głowie, włosach. A potem przytulał mocno, jakby chciał to zrobić na zapas. Nie próbował nic, to były tylko takie własnie piękne, niewinne pieszczoty.
Ja w głowie mam wciąż silne przekonanie, ze tylko jak bym się komuś"oddała" to on mnie rzuci/uzna za łatwą/itd.

Że każdy facet chce zaliczyć, nawet pod płaszczykiem przyjaźni/miłości/dobrych intencji.
No i mam dylemat, co np. powiem kolejnemu facetowi? Że seksu normalnego nie uprawiałam, tylko trochę tak analnie? zupełnie się nie spodziewałam, ze to zrobie, jestem teraz trochę rozbita...