Wiem, że wątków o tym było już dużo, nie chcę odkopywać puszek pandory

Myślę o wybraniu się w końcu do psychologa, ale z drugiej strony on nie wykona za mnie roboty - a wiem już chyba wszystko, co mógłby mi powiedzieć.
Byłam w związku, facet twierdził, że kogoś miał, po czym kiedyś stwierdził, że był jednak prawiczkiem ale wstydził się tego.
Nie umiem wybaczyć mu, że odebrał mi możliwość odbycia swojego pierwszego razu z prawiczkiem. Mentalnie zrobiłam to z doświadczonym (o ile w ogóle był prawiczkiem, nie sprawdzę tego, po zachowaniu poznać nie było). Byłam załamana, bo nie potrafiłam na swojej drodze spotkać prawiczka, chciałam kogoś kto czeka do ślubu jak ja (nie z powodów religijnych, chociaż troszkę też, ale bardziej ze względu na wartość miłości, na
chęć zrobienia tego z tą jedyną właściwą osobą, z którą będę do końca życia - dar dla kogoś wyjątkowego), kogoś o tych samych wartościach, ale zaczęłam się przekonywać, że już nikogo takiego nie znajdę. Chciałam czekać mimo to, ale w końcu zrobiłam to z nim z wielu powodów -
z miłości i uważania go za tego właściwego, jak i ze złych powodów - bałam się, że mnie zdradzi bo mu seksu nie dam, i nie umiałam zapomnieć o poprzedniczce.
Zrobiłam to z zazdrości by ją zastąpić i ze strachu, że mnie zdradzi bo go będzie „swędzieć”, bo nie wytrzyma, bo jednak mówił że seks jest ważny, tylko z miłości ale nie rozumiał czekania (a wmawiał mi, że mamy te same wartości, bo przecież z miłości...). Pokazałam mu na wszystkie sposoby, że jest kimś wyjątkowym - był pierwszym moim partnerem seksualnym, był pierwszym, którego tak bardzo przedstawiałam rodzinie jako mojego Tego Właściwego - pierwszy, którego moja mama miała w komórce zapisanego w dodatku jako „zięć”. Mimo to czepiał się byle pierdoły, że jest tylko jednym z wielu, że jak mogłam kiedykolwiek kochać kogoś (byłam kiedyś w 2,5 letnim związku). A później przy jednym z rozstań mi powiedział, że był jednak prawiczkiem, tylko wstydził się…. Byłam oburzona, wstrząśnięta i załamana, zła na niego. Przecież wiedziałeś jakie mam wartości! Przecież wiedziałeś, że nie jestem jedną z tych, które wolą doświadczonych! Ja CHCIAŁAM prawiczka, marzyłam o nim! Ale on chciał być akceptowany jaki jest a nie bo jest prawiczkiem. Ale mnie nie akceptował. Hipokryta. Czułam się, jakby nigdy ze mną nie był. Uprawiał ze mną seks nigdy nie zwracając uwagę na to, jaka właściwie jestem, kim jestem, czego chcę, o czym marzę, jakie są moje wartości.
Nie dał mi siebie tylko maskę jaką wykreował.
Czytałam już wiele na temat dziewictwa, utraty, powrotu do czystości; to, że jeśli się żałuje, ma się wybaczone, o wtórnym dziewictwie, ponownym postanowieniu; o tym, że ten właściwy nie będzie się przejmował czy kogoś miałam czy nie. Ale nie potrafię sobie mimo to z tym poradzić. Mówię sobie nawet, że lepiej, bo przy badaniu ginekologicznym nie będę bała się naciągnięcia (błony nie miałam, przez badanie) i nie będę musiała się bać, że mi nikt w dziewictwo nie uwierzy (niestety takie środowisko, już mi nie dowierzali, że tak długo się trzymam, myśleli, że ukrywam), a nawet ostatnio, że lepiej zrobić to z dupkiem niż stracić podczas gwałtu. Nie potrafię poradzić sobie z żalem do samej siebie i do niego. Może gdybym nie dowiedziała się, że był prawiczkiem, że tego seksu mogłam uniknąć i razem zrobiliśmy to po ślubie (albo z kimś innym za kogo wyjdę).
Wiem, że to naiwne i dziecinne, wiem, że wiele osób nie robi tego z partnerem na całe życie. Wiem, że jestem tylko człowiekiem i mam prawo do błędów. Jednak nie potrafię sobie tego wybaczyć.
Myślę, że za bardzo
byłamdziewicą. Była to dla mnie wartość, ale i moja osoba. Kiedyś byłam dumna - bo nie jestem taka jak inni (nie na zasadzie wywyższania się, że to złe i wszyscy są źli a ja taka dobra dziewica orleańska, bardziej na zasadzie, że ludzie mówili mi "to tylko seks" sprowadzając to do hedonistycznej przyjemności, a ja potrafiłam czekać wartościując to; nie straciłam wartości bo inni tego chcieli). Byłam z tego dumna, również pyszna - bo z czasem zaczęły pojawiać się głosy zazdrości (ja też bym tak chciał/chciała, bo żałuję). Teraz nie mam z czego być dumna.
Teraz popełniłam błąd, chociaż nie utraciłam wartości (dla mnie nadal to nie tylko seks). Miałam problemy z zaakceptowaniem czyjejś przeszłości więc zrozumiem, jeśli ktoś nie będzie potrafił zaakceptować mojej. Skoro się czeka ma się prawo spotkać kogoś, kto też czeka i być dla siebie pierwszymi.
Nie wiem tylko, czy inni nie będą mieli do mnie pretensji, że popełniłam błąd (skoro mój eks miał pretensje, że kiedyś kogoś kochałam i jakby ze mną nie zerwał bym z nim ułożyła sobie życie, to inni mogą mieć mi za złe, że uprawiałam seks, bo gdyby eks ze mną nie zerwał nadal bym z nim to robiła...).
Teraz nie chciałabym nawet prawiczka, nawet jeśli on nie miałby z tym problemu ja bym miała wyrzuty sumienia.
Chciałabym znaleźć kogoś, kto miał jedną partnerkę i też żałuje. Myślicie, że to możliwe? Czy faceci w ogóle takich rzeczy żałują?
I jak wybaczyć sobie? Może to przez to, że zrobiłam to ze złych powodów, już nigdy się z tym nie pogodzę...?