Moni 26 u nas też w tym samym czasie było mnóstwo porodów. Nikt nie miał na nic czasu.
W ogóle to Tż był ze mną cały czas w sali przedporodowej kiedy byłam podpięta pod ktg ze skurczami co minutę (właśnie ja od początku miałam skurcze co minutę tylko nasilał się ich ból

). I jak mi odeszły wody to zabrali mnie na porodową, położna tam się mnie pyta czy chcę Tż przy porodzie i ja jakoś przy tych bólach stwierdziłam, że może lepiej nie. To wiecie co ten mój zrobił. Pokłócił się przed drzwiami, że to jest jego żona i on wchodzi i koniec kropka bo jemu się dziecko rodzi. I wszedł tam z mokrym ręcznikiem żeby mnie powycierać, kazał oddychać powoli, mówił, że wytrzymam. W szoku jestem, że nie spanikował, ja bym się popłakała gdyby on tak cierpiał.
A w domu dostałam kwiaty
Jeszcze miałam Wam napisać coś o szpitalu. To, że na sali pooperacyjnej było nas dużo to jeszcze ok., rozumiem, zawsze jakieś dziecko płacze itd. To, że nam dali od razu po pionizacji dzieci do zajmowania się, nie ważne czy umiesz czy nie, czy się dobrze czujesz, czy umierasz ok, moje dziecko, zajmuję się nim. Ale jak pozwalają wchodzić na taką salę 4 gościom do jednej osoby w tym 10-latce, która mi się panoszy koło wózka z młodym, ja zdenerwowana odespałabym nockę to się boję, że go wywróci, cyca wystawić nie można bo chłopy się gapią, gadają jak nakręceni, no jasna cholera, to jest sala pooperacyjna!
Inna sprawa, że oddziałowe (czy jak je tam zwał) zrobiły sobie w nocy imprezę, puszczały muzykę i chichotały na cały głos. Nie dało się spać w ogóle. A jak już dziecko uśpisz to przyjdzie salowa i narobi hałasu bo ona inaczej nie musi, dziecko zaczyna wyć a ty znowu usypiasz, gramolisz się z tego zawysokiego łóżka z tą blizną i jęczysz bo dziecko już zaczyna wyć a ty nie możesz się podnieść.
Wszystko jednak to pestka w porównaniu z tym co się stało ostatniej nocy. Po kolejnych „wybudzaniach” przez oddziałowe, braku zrozumienia itd. jak w końcu udało mi się w wielkim rozgoryczeniu uśpić małego od razu zasnęłam jak nieżywa. Obudziłam się po dwóch godzinach i niestety ale pamiętam tylko urywki tego co robiłam. Szukałam toalety na korytarzu a przecież dobrze wiedziałam gdzie jest, jedna z oddziałowych mnie zobaczyła i mówi, że wc na lewo a ja sklecam na prawo, robię kółko, wracam się. Wzięła mnie za rękę, zaprowadziła do wc i tam zostawiła. Co robiłam w środku nie wiem, nie pamiętam. Ale kobieta widziała, że mam „głupiego Jasia” i nic nie zrobiła! Na szczęście mały spał, a jakby zaczął płakać? Do tej pory myślę, że mogłabym mu coś zrobić, a ta pinda miała obowiązek zainteresować się mną! Tej samej nocy jeszcze podobno dzwoniłam do Tż zapłakana, w ataku histerii jakiejś, że musi przyjechać. Też tego nie pamiętam. Obudziłam się ok. 5 i tylko co nieco kojarzyłam z tego co się działo. Tż oczywiście przed 7 był w szpitalu bo nie spał po tym telefonie już w ogóle.
Jestem wściekła, szczerze, z ręką na sercu, wolałabym rodzić drugi raz niż jeszcze raz spędzić te przeklęte 3 dni na oddziale położniczym. Jak można mieć tak bardzo w dupie zmęczone obolałe kobiety i ich dzieci. CC to jest jakby nie było operacja. To aż tak wiele dać się wyspać i zainteresować jak ktoś odlatuje?!
W domu rodzina zrobiła mi niespodziankę, dostałam prezenty, Tż z tymi kwiatami a ja przez 3 godziny ryczałam z rozżalenia na to co mnie tam spotkało, jaka zmęczona wracałam. Dzisiaj pierwszy raz jestem w domu a nawet nie muszę drzemać. Młody przespał ciurkiem 5 godzin w nocy, o 6 go wybudziłam na zmianę pieluszki i jedzonko. Tam nie dałoby się tak odpocząć i jemu i mi.
"Rodzić po ludzku" ha! może i po ludzku urodziłam, ale po porodzie już wszyscy mają w dupie kobietę i dziecko, najwięcej jest krzyku jak masz brzuch i chcesz sam zadecydować co z nim zrobić potem możesz zdychać.
