Wizaz.pl - Podgląd pojedynczej wiadomości - Sierpniowe maluchy opuszczają brzuchy. Mamy sierpniowe 2014 część VI
Podgląd pojedynczej wiadomości
Stary 2014-08-19, 18:11   #3767
gosia3103
Zakorzenienie
 
Avatar gosia3103
 
Zarejestrowany: 2009-04
Lokalizacja: Warszawa
Wiadomości: 4 374
Dot.: Sierpniowe maluchy opuszczają brzuchy. Mamy sierpniowe 2014 część VI

Cytat:
Napisane przez kasia_ruda Pokaż wiadomość
Dostałam jedno, czekam na resztę.
I jak Ci się podoba?

Cytat:
Napisane przez lilka_vanilka Pokaż wiadomość
Zaczarowana pokaz torebkę. Wlasnie szukam jakiejs listonoszki. Zastanawiam się nad kazarem.
A mnie mąż podarował bransoletkę. Ale nie z pandory, bo mi sie odpodobały. Jest piękna!! Zawsze mnie zaskakuje swoim dobrym gustem. Jest nawet miejsce na grawer. Data narodzenia Kosteczka bedzie w sam raz.
A dzis tz kupil gazetę ze zdjęciami noworodków i jest nasz synek. Akurat trafilismy na fotografa przed wypisem ze szpitala. Bedzie mial fajna pamiątkę - poczyta co się dzialo na swiecie (regionie) :-P

Moja mama dzis dzwonila i prosiła, zebysmy w samochodzie wozili Kostka w gondoli, bo nosidełko jest niezdrowe... I zebym nie karmila w aucie butelką, bo się przyzwyczai.. Ja juz jej mowilam, zeby sobie zrobila swoje jeszcze jedno i niech się rządzi. Ja będę robic po swojemu i według rad połoznych oraz głupot z internetu ;-)


Wysłane z aplikacji mobilnej Wizaz Forum.
O matko, serio? A pomyślała o tym, że wożenie w gondoli jest niebezpieczne?

Cytat:
Napisane przez kasia_ruda Pokaż wiadomość
A ja sobie polatałam po factory i upolowałam stanik do karmienia w trumph za 40 zł
A jak celowałaś w rozmiar? Ja kupiłam tylko takie miękkie szmaciane i na razie w tych chodzę, a mam cycki teraz trzy razy takie jak w ciąży i czekam aż to się jakoś ogarnie, żeby pojechać sobie coś dobrać..

Opis porodu – łatwo nie było
Jak wiecie w 10 dniu po terminie zgłosiłam się do szpitala. Pani doktor zbadała mnie, oczywiście szyjka długa zamknięta od kręgosłupa i decyzja że zakładamy cewnik. Pytam czy mam wysłać męża po torby a ona do mnie ‘możecie razem iść, przecież się nic nie dzieje’ Położna podłączyła mnie pod ktg, potem kazała się przebrać, trochę czekaliśmy i koło 11 poszłam na założenie tego cewnika. Gin wkładała mi go na dwa razy bo coś nie szło i nie mógł się umiejscowić tam gdzie trzeba. Samo zakładanie średnio przyjemne, ale tragedii nie było, zaraz potem zaczęłam czuć lekki ucisk w dole brzucha. Zaprowadzili mnie na salę, podłączyli znowu pod ktg, w czasie którego poczułam ze trzy razy niezbyt mocne skurcze. Z czasem było ich coraz więcej, trochę spacerowaliśmy, trochę leżałam, wiele się nie działo więc wysłałam męża do domu na obiad. Koło 13 zaczęłam liczyć skurcze, były co ok. 5 minut i trwały 30-45 sekund. Podali mi obiad, nie wiedziałam ile to może potrwać więc trochę w siebie wmusiłam, chociaż już średnio mi to szło – od razu czułam, że skurcze idą od kręgosłupa. Co półtorej-dwie godziny przychodziła położna, przykładała na sekundę głowicę od ktg i słuchała dziecka. Mąż przyjechał koło 15:30, skurcze miałam coraz częściej, odstępy od pół do 4 minut, przy krótszych przerwach skurcze trwały jakieś pół minuty, ale przy dłuższych nawet ponad minutę. Potwierdzam, bóle krzyżowe są okropne. Trochę klęłam pod nosem, chodziłam po sali w tą i z powrotem a mąż jakby nigdy nic grał na telefonie i robił wycenę dla klienta gin miała mnie zbadać po ok. 5 godzinach od założenia cewnika ale tylko w międzyczasie zajrzała przez drzwi i pytała jak tam. Dostałam jeszcze kolację, potem podpięli mnie pod ktg. Przy podpinaniu poczułam że się ze mnie leje i mówię położnej, że albo mi śluz poszedł albo wody, ona zajrzała i mówi że i jedno i drugie. Po ktg mówi że zaraz mnie gin zbada, ale to zaraz oczywiście trochę trwało, chodziliśmy po korytarzu i poczułam jak mi się dosłownie leje po nogach – rzadka krew. W końcu gin mnie wzięła na badanie, było ok. 21 i stwierdziła, że to nie wody, bo ona pęcherz czuje, tylko czop odszedł (nie wiedziałam, że przy tym może być aż tyle krwi). Stwierdziła, że rozwarcie jest na 3,5 cm i że wyjmuje cewnik, żeby dać szyjce odpocząć przez noc bo pewnie teraz skurcze osłabną. Tylko że one nic nie słabły, zrobili mi znowu ktg, na którym wyszły skurcze ale nie tak silne jakby chcieli, a ja już miałam tak dosyć że nie miałam nawet siły na chodzenie. Poprosiłam o coś przeciwbólowego, położna stwierdziła że coś mi tam poda domięśniowo i poszła. Wróciła prawie po godzinie zapraszając nas na porodówkę. Tam przejęła nas inna położna, która stwierdziła że dajemy dolargan (którego chciałam uniknąć), bo nic innego mi nie pomoże, że damy małą dawkę i to na pewno nie zaszkodzi dziecku. Wielkiej ulgi to nie przyniosło ale trochę łatwiej mi było się wyciszyć między skurczami. Położna stwierdziła, że przebije pęcherz – ja mówię że nie chcę, bo potem są skurcze bardzo silne niefizjologiczne, ciężkie dla dziecka. Ona mi na to, że 40 lat ponad pracuje w zawodzie i jak to zrobi w odpowiednim momencie to tylko pomoże a nie zaszkodzi, bo potem szybko pójdzie i w ogóle. W efekcie nawet się mnie nie pytała, czy w końcu się na to zgadzam, tylko po prostu przebiła.. Trochę bolało, ale bardziej było dziwnie, natychmiast poczułam jak leją się wody. No ale miałam rację, skurcze zaczęły się bardzo silne, skakałam na piłce, mąż mnie trzymał z tyłu bo byłam już tak zmęczona że się momentami przelewałam przez ręce. Po kilku skurczach poczułam silną potrzebę parcia, byłam przekonana że to za wcześnie, bo jeszcze nie było rozwarcia, mąż poszedł po położną a ona kazała mi przeć jak potrzebuję, bo wtedy dziecko będzie schodzić w dół. Było mi tak zimno że aż mnie trzęsło, mąż mi owijał ramiona kocem a ja trzęsłam się dalej. Te skurcze parte były tak silne, że chyba ona sama się bała, że jakimś cudem urodzę bez rozwarcia i przy niecałych 8 cm dała mi kroplówkę z oksytocyną i czymś jeszcze, od tego czasu musiałam już leżeć na łóżku. Leżałam na boku, potem kazała się położyć na plecach, chciała żebym parła w kucki ale nie byłam w stanie utrzymać równowagi, więc wróciłam do leżenia. W międzyczasie z 10 razy usłyszałam ‘o kochana, teraz to Ty już zaraz rodzisz’ tak jakbym nie wiem co robiła do tej pory. Przyszła lekarka, stwierdziła że jesteśmy jeszcze w lesie – słysząc coś takiego człowiek ma ochotę strzelić sobie w łeb. Oczywiście moje marzenia o cichym porodzie nie spełniły się, ogółem słyszał mnie cały szpital, zresztą położna zachęcała do tego, żeby krzyczeć, gardło dopiero wczoraj wróciło mi do normy. Mąż mnie cały czas głaskał, powtarzał że jeszcze trochę i że dam radę, kochany. Naprawdę nie wiem, jak sobie radzą kobiety, które rodzą same. Samo ‘wypychanie’ dziecka to było u mnie dobrych kilkanaście skurczy. Jak słyszałam, że widać już czarną główkę i czułam tą główkę tak nisko, to autentycznie myślałam, że jeszcze chwila i mnie rozsadzi. Wróciła lekarka i powiedziała coś w stylu ‘ale nie drzyj się tak, bo tylko tracisz energię zamiast się skupić na parciu’, posłuchałam..i urodziłam na dwóch parciach w jednym cichym skurczu. Śmiejemy się z mężem, że szkoda że wcześniej ta lekarka nie przyszła, to bym dawno urodziła Ulga, którą się odczuwa po urodzeniu dziecka – fizyczna i psychiczna – jest naprawdę niesamowita. Kiedy położyli mi małą na brzuchu cały ból przeszedł jak ręką odjął, mąż przeciął pępowinę, mała szukała piersi, udało mi się ją trochę przystawić w międzyczasie byłam szyta, trochę czułam, ale było mi wszystko jedno. Najbardziej mi przeszkadzało, że ciągle muszę trzymać te nogi rozkraczone a już były tak zdrętwiałe że ledwo je czułam Chcieli od razu zabrać małą na badania ale się nie zgodziłam i zostawili nas jeszcze na jakąś godzinę. Potem zabrali małą a mnie przewieźli na salę, gdzie dostałam ją po jakichś 40 minutach. Mimo mega zmęczenia nie byłam w stanie iść spać i zdrzemnęłam się może z pół godziny nad ranem. Mała cały czas leżała ze mną w łóżku i patrzenie na nią i przytulanie jej było ważniejsze

Ogółem mój poród wyglądał zupełnie inaczej niż sobie wyobrażałam pod każdym względem (planu porodu nikt ze mną nie skonsultował), ale tak naprawdę po wszystkim nie ma to większego znaczenia. Swoją drogą, mąż siedział mi niby przy głowie ale mówi że widział dosłownie wszystko, włącznie z tym jak główka wychodzi – i jakoś nie wygląda na zrażonego, mam nadzieję, że tak zostanie
__________________
http://maleslodkosci.blogspot.com/ zapraszam do kuchni
a tu inne moje dzieła https://wizaz.pl/forum/showthread.ph...9#post40551899
gosia3103 jest offline Zgłoś do moderatora