Napisane przez drabineczka
dobra, to mam problem, postaram się krótko i zwięźle, musicie mnie zapewnić że mogę mieć czyste sumienie.
jakiś czas temu miałam problem. no jakiś tam problem, przeżywałam go, no. jakoś tak się złożyło że zgadałam się z dawną znajomą (akurat chlipałam w domu a ona zadzwoniła pt co robię i czy nie chcę się spotkać, ja że a okej w zasadzie). ona przyszła do mnie, wysłuchała, wyciągnęła mnie z domu i w ogóle, fajnie, dziękuję. ale... potem... problem się rozwiązał, moje życie wróciło do normalności, poza tą znajomością. bo potem zaczęło się: wpadnę na paznokcie, wpadnę na makijaż, weź mnie na zakupy, czy zawieziesz mnie do, pierwsze pięć razy byłam ochoczo na tak, ale powoli mam wrażenie że zamieniam się w niewolnika. matko, doszło nawet do tego że jak dostanę smsa to wylogowuję się z fejsbuka albo wyłączam czat bo chcę mieć spokój. potrafię mieć plany na piątek wieczór a dostać smsy z tragedią i histerią o 22/23 że jej się żyć nie chce i że mam coś zrobić.
no tylko że ja nie wiem co mam zrobić, bo jednak czułam się trochę dłuzna za pomoc dobrym słowem i wysłuchanie, a nie umiem się teraz wykręcić, bo czasem się naprawdę martwię a czasem dochodzi do mojej głowy taki racjonalny głosik pt: ona tylko zwraca na siebie uwagę.
uważam że typowymi przegięciami było własnie pisanie późnym wieczorem z histerią gdy moim zdaniem nic poważnego się nie działo i oczekiwanie zmiany planów (to nie jest moja najlepsza przyjaciółka przypominam, to nie jest znajomość na śmierć i życie), zwalanie mnie z łóżka rano bo ktoś chce gdzieś jechać, pretensje o to że wyszłam gdzieś z innymi ludźmi (!) - tutaj zapaliła mi się czerwona lampka, coś jeszcze mogłabym przytoczyć ale na gorąco to nie pamiętam.
no i nie wiem, czy ja przesadzam, czy nie przesadzam a jak nie przesadzam to jak umiejętnie z tego wybrnąć bo nie mam już pomysłów, serio, kończą mi się wymówki. i z góry odpowiem: nie da się tego powiedzieć wprost, no nie da się, po prostu z góry odrzućcie tę opcję jako wyjście. nie mogę po prostu.
|