Napisane przez chmura lamp neonowych
Wiem, że "poważniejszym" użytkowniczkom forum, czyli tym, które już niejedną miłość mają za sobą i te kilka(naście) lat więcej mój problem może wydać się błahy, ale ja po prostu potrzebuję się wygadać.
Obecnie mam 20 lat, w związku byłam PRAWIE 3 lata, aż do teraz. Był to mój pierwszy "poważny" chłopak, ja byłam jego pierwszą dziewczyną, w ogóle. Poznaliśmy się jak mieliśmy prawie 18 lat, on nigdy wcześniej nie miał nikogo, najwyżej był młodzieńczo zakochany w pewnej dziewczynie. Ja przed nim także byłam młodzieńczo (i nieszczęśliwie) zakochana w pewnym chłopaku i bardzo to przeżyłam, później spotykałam się z jakimiś i zawsze znajomość kończyła się po 3 miesiącach, więc byłam szczęśliwa, kiedy zauważyłam, że jemu naprawdę na mnie zależy i mimo upływu "fatalnych 3 miesięcy" nic się nie dzieje. Byliśmy bardzo zakochani, bardzo szczęśliwi ponad rok, później zaczęło się psuć, jak mi się wydawało - z mojej winy, bo zaczęłam mieć nagle dużo pretensji - ale zdecydowaliśmy się jednak być razem, pomimo dość burzliwego rozstania i wielu wątpliwości z mojej i jego strony.
Ogólnie rzecz biorąc, było później długo dobrze, inaczej niż kiedyś, ale też świetnie - idealnie się rozumieliśmy, był (w moim mniemaniu) dobry seks, robiliśmy mnóstwo rzeczy razem (mamy wspólne pasje), on był czuły i opiekuńczy. W ogóle zawsze mi się wydawało, że jest dobry, stały w uczuciach i zawsze zapewniał, że "on jest zadowolony, bo prowadzi spokojne życie w związku i nie pochwala zachowań kumpli skaczących z kwiatka na kwiatek." No i okazuje się, że jednak to nieprawda.
Ostatnio na fali szczerości dowiedziałam się, że dobrze mu ze mną, bo się rozumiemy, ale często ma myśli, że chciałby uprawiać seks z kimś innym, potrzebuje odmiany, fantazjuje o innych kobietach i nie chce, żebym była jedyną dziewczyną, którą widział nago. Powiedział także, że on nie wie, czy w ogóle potrafi kochać i czy kiedykolwiek kochał i będzie kogoś kochał (wydawało mu się, że mnie kocha, że kocha własną matkę, ale nie wie, czy to nie jest po prostu uczucie przywiązania do bliskich mu osób). Poza tym odkryłam, że fantazjuje erotycznie pisząc z tą dziewczyną, która mu się podobała zanim mnie poznał, jednak uważa, że mnie nie zdradzi, bo nie potrafiłby zdradzić. Zabolało mnie to bardzo, nie odzywamy się na razie do siebie, chociaż on nie zachowuje się, jakby miał zamiar ze mną zerwać.
Ja natomiast już podjęłam decyzję, że nie mogę z nim być. Kiedyś wierzyłam, że to takie uczucie "na zawsze", bo pierwszy facet, wielka miłość. Wiem także, że wtedy, gdy mówił, że kocha, to kochał, że przez ponad rok zależało mu na mnie bardzo i nawet nie pomyślałby o innej dziewczynie, ale teraz kieruje nim prawdopodobnie wygodnicka postawa w stylu "dobrze mi się z nią rozmawia, to po co zrywać", której ja nie mogę zaakceptować, nie zasłużyłam na taki brak szacunku.
Zasłużyłam na miłość, ale no właśnie... Jestem osobą dość specyficzną i na razie tylko on wpasował się w mój gust pod względem spojrzenia na świat, poczucia humoru, pasji... A jego już nie ma. Wiem, że potrzebuję czasu, ale ciężko mi uwierzyć w to, że chłopak, któremu zaufałam, który mówił, że jest stały w uczuciach okazał się być taki sam, jak poprzedni, tylko, że po 3 latach, a nie 3 miesiącach...
Boję się, że nie spotkam nigdy nikogo, kto byłby taki jak ja, kto mnie nie skrzywdzi i komu zaufam, a on mnie nie oszuka, tylko stworzy ze mną szczęśliwy, długi związek.
|