Raczkowanie
Zarejestrowany: 2007-05
Lokalizacja: Kraków
Wiadomości: 70
|
Dot.: mój instruktor jazdy
Ja trochę zboczę z wątku Trusmilk..
Zainteresował mnie temat z instruktorem jazdy, bo sama miałam ciekawe przejścia. 3 lata temu. Mój kurs trwał długo, bo jakoś tak.. szkoła.. egzaminy.. w sumie zaczęłam chodzić w grudniu, egzamin zdałam 31.sierpnia Ale do rzeczy:
Poznałam się z nim w miarę dobrze. Wiele osób mi go polecało. Facet po 40-tce. Najpierw OK - kompetentny, dobrze uczył.. Poza tym lubiłam go, bo był dowcipny, kontaktowy i inteligentny. Po prostu, fajny człowiek do współpracy
Jednak z czasem, zaczęło coś mi nie pasować.. zaczął rozmawiać ze mną o seksie.. że niby dorosli jestesmy i rozumiemy.. zaczął kłaść ręce na kierownicy, gdy jechałam (to nie było w ramach kursu, bo obamcywał wtedy moje dłonie i nadgarstki, a z kierowaniem problemów nie miałam po kilku latach doświadczenia.. jeździłam już od dawna tak naprawdę)..
Zaczął puszczać aluzje dot. wycieczki do lasu.. pokazania cmentarza jakiegoś tam opuszczonego.. na placu mnie niby przypadkiem dotykał.. w końcu przestał udawać, że przypadkiem.. ustawiał tak godziny kursu, bym była ostatnia danego dnia i to późno.. innych nie miał niby wolnych.. zaczęłam się go bać.. Ale nie mogłam przerwać - od niego bardzo wiele zależało..
Najpierw aluzje, a potem bezpośrednio mówił mi, że zamiast dokupywać godziny, mogę do niego pojechać, gdy nie będzie żony w domu. Wtedy będę mogła jeździć ile chcę..
Wielokrotnie mi to powtarzał.
Raz musieliśmy po coś podjechać do jego domu, bo niby zapomniał.. A tak naprawdę siedział ze mną w aucie ok.pół godziny, by mnie przekonać, bym weszła, że psy mi pokaże itd.. Pomyśleć można: Taki gościnny i miły..
Opisał mi, jak będzie wyglądał mój egzamin, jeśli to zrobię. Bo on wie, jak ciężko jest zdać..
Osobiście pomógl tak tylko jednej osobie.. a ja jestem wyjątkowa i właśnie mnie chce pomóć..
Zaczęłam się dopytywać wśród koleżanek - żadna nie miała takiego przypadku. Wszystkie mówiły, że facet spoko. Wierzę im.
Ale on nie przestawał..
Poważnie zrobiło się wtedy, gdy przyjechał wstawiony po mnie o 20. i jadąc na plac skręcił mi kierownicą do lasu.. ja po hamulcach. Wyskoczyłam z auta, zaczęłam wrzeszczeć.
Zaczął się bronić, że nie każdej to proponuje, że my się już na tyle poznaliśmy, że mi ufa, że chce mi tylko pomóc, a poza tym wysyłałam mu widoczne sygnały, że mnie pociąga..
Pytam siebie: Kiedy?? Jak??
Skończyło się na tym, że na każdą kolejną lekcję (a dokupywałam godziny) chodziłam w stresie i strachu. Za każdym razem przypominał mi, że mogę zmienić zdanie. Nawet juz po kursie i egzaminie.
Cóż, bałam się, że obleję, bo powie komu trzeba (wszyscy egzaminatorzy, to jego bliscy koledzy), że JA mam oblać. Ale zdałam za I razem
Zadzwoniłam do niego podziękować za współpracę. Ucieszył się i powiedział, że propozycja aktualna.
Od tamtego czasu go nie widziałam. I szczerze mówiąc, bardzo się z tego powodu cieszę.
Taki był mój instruktor jazdy i moja historia z kilku miesięcy życia
__________________
Wierzę.. wierzę.. wierzę...
|