hejjka
wizytę miałam na 10.30... weszłam o 12, bo był poślizg, Pani doktor, myślała, że ma na 10 a nie na 9

wgl zapisują na jeden dzien pacjentek 12, co 10 minut praktycznie jest zapisana kolejna, a ona trzyma minimum pół godziny kazdą w gabinecie. myślałam, że jajko zniosę. jak juz doszło do mnie to jakis gościu się wepchał, przyszedł po receptę dla żony niby na szybko. ale siedział ze 20 minut
no i weszłam, tak mi serducho waliło. lekarka do rany przyłóż, mega babka. szczegółowo o wszystko wypytała. zbadała, zrobiła USG [ zdj Koza nie dała, tylko w kartę wpięła

] , ale bejbulek jest, mówi, że mała ta dzidzia, 11 mm i ze skoro OM była 1.08 to jakoś bardzo późno musiało dojść do zapłodnienia, no ale doszło. i tak jakby wg USG jest niecały tydzień do tyłu.
wgl badała mi brzuch i mówi, że mam jakoś sporo wydęty, że nawet przez chwile myślała, że tam dwoje będzie

i jak robiła to USG to się śmiała, że strasznie spięta jestem.
dała skierowanie na podstawowe badania, no i wizyta 28.10.
i był problem, bo mam zrobić te badania prenatalne. poleciła mi mega jakichs lekarzy co w jakieś tam dni przyjeżdzają z takim konkretnym sprzętem i mi zrobią te badania. 250 zł.
no i oni mają być 25.10 w przychodni gdzie ona prywatnie przyjmuje. a potem z kolei sobota to wypada 1.11. no i ona mówi, że jakbym zrobiła te prenatalne po 1.11 to boi się, że to może być za późno. a z kolei tego 25.10 trochę za wcześnie, skoro mam taką małą dzidzię. i mówi, że cięzko wyczuć, ale żebym 25 zrobiła.
no i zapisała mnie na 28.10 na następną wizytę, mam przyjść ze wszystkimi badaniami.
poszłam do rejestracji, to mi powiedzieli ze mnie nie zapiszą, bo mają juz cały październik zawalony.
ale że zobaczyły, że ciąża, to mnie wcisnęły pierwszą na 9.20 na 28.10.
także tak ogólnie, dzidzia mała, ale wszystko jest w porządku.
