cześć......

dzięki dziewczyny za troskę!
przepraszam, że dopiero teraz
wczoraj był jakiś fatalny dzień....
chyba hormon mną rządził
wizytę miałam na 15:30 i nie mialam z kim Jaśka zostawić....
tż w świecie, mam w sanatorium, tata w pracy...

plan był taki, że zostanie u taty w pracy, nie mówiłam mu nic, bo ma trudność z rozstaniami ze mną.... ale w ndz ugadywałam się z tatą i on słyszał i mówi do mnie, że on popracuje z dziadkiem, a ja pojadę do lekarza... szczena mi opadła, ale na razie nie potwierdzałam, powiedziałam, że jedziemy popracować z dziadkiem.... no i taką histerię urządził u dziadka w pracy, że masakra.... to była histeria życia, histeria stulecia.... najpierw chciał jechać ze mną do domu, jak już go chciałam wyprowadzić z tamtąd to nie bo on chce zostać i zapętlił się, sam nie wiem co i jak, no histeria
tata pomógł mi go zapakować do samochodu i powiedzialam mu, żeby wracał do pracy... jeszcze mu wstydu narobiliśmy.. :/ no i w tym samochodzie chyba ze 25minut, płacz, krzyk, histeria, bił mnie, szarpał, ja nie wiedziałam co dalej, tzn wiedziałam, że ta histeria mu zaraz minie,ale poczułam się jak te wszystkie samotne matki, po raz kolejny wielki szacun dla nich!!, nie miałam w ogóle żadnej opcji co dalej.... poczułam się taka malutka i taka SAMA, że aż się popłakałam w tym samochodzie.... wizyta na 15:30 a jak o 15:50 jeszcze w samochodzie z histerią małego..... tak to bym go wzięła bez problemu, ale jak mi krew pobierali kiedyś to on płakał, ze mi krzywdę robią i bałąm się, że zrobi mi aferę u lekarza, bo to najpierw ktg, potem usg, jeszcze na samolocie badanie....
ile się naklęłam w myślach na pracę tża, że wszystko jest na mojej głowie, że jestem tu sama, o wszytskim muszę myśleć, chociaż wiem, że nie moze zrezygnować bo nie ma alternatywy zadnej, ale jednocześnie bardzo źle mi było, no deprecha jak nic
w końcu mały się uspokoił, nakładłam mu do głwoy, że jedzie ze mna, ma byc grzeczny, nie krzyczec nie plakac i robic co mu każę i pojechaliśmy. Do położnej weszłam 16:30, powiedziałam, że jestem strasznie spóźniona i znów nerwy mi puściły i popłynęłam, ta zaczęła mnie "ratować" pocieszać, małemu ciastka dała, powiedziała, ze spoko nic się nie stało, co tam 15minut" spóźnienia.... a to już godzina była
potem czekałam do lekarza w nastepnej kolejce,w domu byłam o 18 a ostatnio jadłam coś między 13a14...... wykończona upłakana
z wizyty przyswajałam info wybiórczo, z tego co pamiętam to mała waży 1700g, wzięła mi wymaz na GBSa, dziś rano go zaniosłam do labu, za tydzień wynik, co do mojego żylaka.... no tak, potwierdziła, że jest dużo większy i dała namiar na naczyniowca.. także w poniedziałek idę na wizytę i będę miała usg tego żylaka, przepływy będzie spr z tego co zrozumiałam no i będzie decyzja co dalej, coś mówiła o heparynie drobnocząsteczkowej.....
co do porodu to powiedziała, że o porodzie to porozmawiamy na następnej wizycie... także nie wiem nawet czy znieczulenie dają, ale zadzwonię na oddział i się dowiem....
po wizycie u naczyniowca mam jej dać znać i będziemy decydować co dalej...
ktg miałam ok, usg ok, ale nic się nie dopytywałam, kontrolowałam tylko Jaśka czy nie rozrabia za parawanem....
na koniec interesowało mnie czy wszystko jest dobrze, odp TAK i czy nie grozi mi jakiś przedwczesny poród odp NIE GROZI
i w związku z tym wizytę mam za miesiąc 23.10.
dzień był fatalny, a weekend zapowiada się nie lepszy za przyczyną mojego ukochanego tża, który zachowuje się czasem jak gówniarz, mimo, że na ogół dużo się zmienił, pomaga, doceniam to, ale czasem jest MEGA egoistą i nic do niego nie dociera i mam wkur*w na niego wielki, bo w weekend cały będą znowu sama, jakby mi mało było w tygodniu samotności....
jeszcze raz przepraszam za milczenie

wczoraj to padłam od razu jak tż wrócił, w nocy się przebudziłam i nadrabiałam, ale znów padłam zanim napisałam, a od rana też mam zamieszanie straszne i dopiero teraz dopadłam kompa...
fajnie wiedzieć, że ktoś tam gdzieś w świecie ma mnie na uwadze
