Napisane przez Patapella
Witam serdecznie. Długi czas mierzyłam się z założeniem tutaj wątku, o problemie, który jest dla mnie bardzo uciążliwy. Jak sama nazwa wskazuje boję się wejść w bliższe relację z facetami. Nie bardzo wiem skąd wziął się ten lęk. Pamiętam jedynie, ze od dzieciństwa razem z siostrą mówiłyśmy, że nigdy nie będziemy mieć męża/chłopaka, jednak powodów tych słów już niestety nie pamiętam. Pamiętam jednak, że z mojej strony były to raczej takie puste słowa, powtarzane za starszą siostrą, ale lata mijały, a ja nikogo nie miałam. Siostra zaczęła się spotykać z chłopakami, a ja nie - bałam się. Bliższa relacja z chłopakiem była dla mnie czymś złym, drżałam na samą myśl, że ktoś mógłby wkroczyć z butami do mojego życia, że utracę wolność i że cała rodzina spokoju nie da, żartobliwie pytając o ślub lub wtrącając się między nas.
Przez problemy w domu w młodocianym, buntowniczym wieku (około 15-16-17 lat, dokładnie nie pamiętam) wpadłam w nałóg komputerowy, internet mnie pochłonął i tam poznałam chłopaka,początkowo był tylko kolegą z internetu, następnie stał się przyjacielem, a później traktowałam go jak kogoś więcej, mimo że się nie znaliśmy, on karmił mnie ckliwymi tekstami, a ja je chłonęłam jak gąbka. Flirtowaliśmy w ten sposób ze 2 lata, mieliśmy się spotkać, już nawet czułam, że potrafiłabym przełamać lęk przed realną bliskością, ale czar prysł. Wykręcił mi bardzo nieładny numer, nie będę przybliżać szczegółów, jednak długo nie mogłam się po tym pozbierać. Kontakt został zerwany. Z perspektywy czasu widzę, że ta znajomość, mimo że pomogła mi się w jakiś sposób nieco przełamać wobec facetów była jedną z najgorszych rzeczy jakie mogły mnie spotkać w tamtych latach.
Gdy podniosłam się po bolącym upadku, ujrzałam świat znów w kolorowych barwach, dojrzałam, że wielu chłopaków, facetów zwraca na mnie uwagę. Pewnego razu w centrum handlowym doczepił się do mnie facet (zdaje się 5 lat starszy), zaczął bajerować, a ja w ogóle nie wiedziałam jak reagować w takich sytuacjach, mimo że pod każdym względem nie wydawał mi się interesujący (raczej przypominał desperata) podałam mu nr gg, odezwał się wieczorem, ja mu od razu powiedziałam,że nic między nami nie będzie, a ten do mnie wypisywał dzień w dzień jeszcze przez 2 miesiące, aż zmieniłam numer. Po tej całej sytuacji obiecałam sobie, że nikomu przypadkowemu "z ulicy" nie podam żadnego kontaktu do mnie.
Mur w mojej psychice narastał. Przestałam widzieć facetów, każdego ignorowałam, mimo że w głębi serca pragnęłam tego ciepła, jednakże coś ciągle mnie blokowało. Potrafiłam jedynie normalnie pogadać z facetami sporo starszymi, gdzie wiedziałam, że są zajęci,bo w swej naiwności myślałam, że skoro zajęty to nie będzie chciał podrywać ani niczego więcej. No ale i tu się "przejechałam". Faceci ciągle tracili w moich oczach.
Teraz poznaję młodych, którzy wydają się normalni, ale bardzo się boję przełamać dystans na jakim ich trzymam. Na samą myśl o tym, że oni mnie podrywają wpadam w panikę i czuję, że nie chcę nikogo mieć, ale z drugiej strony czuję, że jednak kogoś bym chciała, lecz ten strach jest zbyt wielki.
Boję się wszystkiego związanego z facetami. Czasem mam ich jako największe zło, które może mnie spotkać w życiu. Nie chcę by się kiedyś okazało,że potencjalny facet będzie nadużywał alkoholu, zmuszał mnie do czegoś, bił, zdradzał, był chory z zazdrości lub był ze mną tylko dla zaspokojenia fizycznych żądzy, czy też z litości.
Czasem też czuję, że nie zasługuję na miłość,mimo że gdzieś tam w głębi serca jej pragnę, ale nie potrafię do siebie dopuścić.
Poradźcie coś proszę, już nie wiem jak sobie z tym radzić. Lata lecą, a u mnie mur i lęk narasta, zamiast maleć i nabierać doświadczeń.
|