Tak bardzo chcę uratować to małżeństwo
Najtrafniej byłoby zacząć od początku. Jesteśmy w związku od 5 lat, 4 lata wspólnego mieszkania, rok małżeństwa. Odkąd usłyszałam że mój mąż myśli o rozwodzie ugięły się pode mną kolana i zaczęło brakować tlenu. On po prostu powiedział że potrzebuje czasu. Wypominał najciemniejsze momenty naszego wspólnego życia. Mam na koncie 7 poważnych awantur z których nie jestem dumna: rzucanie butami i pilotem od TV, pretensje, wyzwiska, upokarzanie. Mąż pochodzi z domu w którym kłótnie, alkohol i wyzwiska były na początku dziennym. Nie chce wpaść z deszczu pod rynnę więc uciekł ze świata który budowaliśmy razem w samotność. Codziennie słyszę jestem samotnikiem i zawsze gdy próbuje się do niego zbliżyć jestem odepchnięta. Powiedział że to co czuje do mnie to przywiązanie i nie mogę na nic liczyć z jego strony. Boi się mnie i tego że będzie kolejna awantura. Tydzień temu byłam sprawcą wypadku,w którym zginął nie trzeźwy rowerzysta - nie zatrzymał się wyjeżdżając z drogi podporządkowanej. 74 letni człowiek zmarł przy reanimacji a ja cały czas myślę, że jako kierowca mogłam zareagować szybciej, trafniej, sprawniej itp. Biorę tabletki uspokajające. Mąż natomiast sprowadza wypadek do zniszczenia samochodu za co mnie obwinia. Kilka dni temu oświadczył że nie będzie dążył do rozwodu. Nie jest już przygaszony i nie kręcą mu się łzy w oczach. Innych zmian nie widzę. Nadal unika mojego towarzystwa nie mówiąc o intymności. Przypomina mi o tym że jest samotnikiem. Tak bardzo chciałabym czuć się kochana, czuć jego dotyk
|