Przyczajenie
Zarejestrowany: 2014-10
Wiadomości: 8
|
matka-alkoholiczka, chciałabym uciec
Kieruję się do Was z problemem, z którym walczę już 5 lat i chyba już wyczerpałam wszystkie swoje pomysły, a co najważniejsze – siły. Nie wiem czego oczekuję, ale może podpowiedzi, czy i ew. co jeszcze mogę zrobić.
5 lat temu zmarł mój ojciec. Zostawił po sobie kredyty, które musi spłacać moja matka. Matka alkoholiczka.
Kredyty były na ich dobra wspólne, o każdym matka wiedziała, były na ojca ze względu na wyższe dochody. Nieubezpieczone na wypadek śmierci, bo jakoś nieco ponad 40letni ludzie nie bardzo o tym myśleli. Matka kilka miesięcy po śmierci ojca skonsolidowała te kredyty w jeden, jest teraz na półmetku spłacania.
Po śmierci ojca zaczęła pić (tzn. póki ojciec żył też oczywiście pili, ale to były ilości „akceptowalne”, raz na tydzień kupili sobie wódkę do drinków, nie zwracałam większej uwagi). Piła po pracy, czasem nawet przed (pracuje w trybie 3zmianowym).
Nigdy nie została przyłapana na byciu pijaną, z resztą z domu nie wychodziła w takim stanie, żeby ktoś poznał. Widziałam to ja i brat i wtedy jeszcze niedoszły mąż, który zamieszkał z nami po śmierci ojca.
A, no tak – wiek. Obecnie mam 26 lat, mąż nieco starszy, brat 22. Z bratem i mężem mieszkamy na piętrze domu, matka zajmuje parter.
Kwestia finansowa jest trudna – obecnie matka zarabia tyle, żeby spłacać konsolidację (tzn. jej wynagrodzenie to minimalnie ponad ratę...). Rachunki bieżące opłacane są z jej konta, które okresowo zasilane jest „barbórką”, „14stką”, pożyczką kopalnianą itp.
„Na życie” pieniądze do domu przynosi nowy „partner” mamy. Wzięłam go w cudzysłów, bo to facet totalnie bezpłciowy. Ma swoje długi, o których można pisać i pisać, w każdym razie po odliczeniach komorniczych żyją z moją matką za 900zł. Ogólnie się da, muszą kupować sobie tylko jedzenie i chemię gospodarczą. I jakieś raty opłacają. O kasie można długo – oboje zadłużeni, oboje okłamują siebie nawzajem, no i nas, ale my jesteśmy "mało ważni", "nie rozumiemy" itd. itp. Matka z nim jest, bo musi jakoś żyć, czysta kalkulacja.
Ale jest z nim też dlatego, że ma partnera do picia, ma kogoś na kim może wymusić pożyczenie gdzieś pieniędzy, żeby kupił jej piwo.
Matka jest wampirem energetycznym.
Obecnie, po dziwnym miesiącu całkowitej trzeźwości pije znów.
Siedzi w domu i po prostu pije. Potem śpi, wstaje i znów pije. Póki co ma urlop.
Po śmierci ojca próbowałam jej dawać do zrozumienia, że jest chora. Daję jej to do zrozumienia co jakiś czas, ale pewnie każda z Was jest w stanie przewidzieć, co teraz napiszę: że jestem głupia, że robię z igły widły, że jestem psychiczna bla bla bla. Obarcza mnie winą za swoje niepowodzenia, stara się przekonać mojego brata, że to ja jestem tą złą, że wymyślam itp - on na szczęście ma swój rozum.
Po okresach „spokojnych”, kiedy pije np. co kilka dni, przychodzi czas jak teraz i mam po prostu dość.
Nie mogę się wyprowadzić – nie zostawię z tym samego brata. Nie mogę zostawić z tym matki, która jest totalnie niesamodzielna (wszystkie rachunki domowe płacę ja, ja kontroluję jej stan konta bankowego, bo ona „nie umie” – zawsze robił to ojciec). Chyba w sumie jest jej tak po prostu wygodnie.
Mój mąż mnie bardzo wspiera, ale też puściły mu nerwy. Chce mnie zabrać z tego domu gdziekolwiek, byle minimum 200km dalej.
Chciałabym się od niej uniezależnić psychicznie, bo mimo że jej nie kocham (taka smutna prawda...) i napsuła mi nerwów, mimo że mam 26 lat i zamiast cieszyć się życiem ryczę do poduszki ze względu na nieodpowiedzialną matkę – jest moją matką.
Chciałabym, żeby się pozbyła tego cholernego kredytu konsolidacyjnego, żeby żyła swoim życiem, żebym nie musiała się martwić.
Póki ma kredyt, czuję jakąś dziwną potrzebę pomagania jej ...
Brat psychicznie jest silniejszy, w zasadzie ma to gdzieś, potrafi się odciąć.
Dopóki sama nie zrozumie, że jest chora, nie mam chyba żadnych możliwości walczenia z jej nałogiem, który w jej odczuciu od 5 lat jest wymysłem mojej wyobraźni.
Wszyscy troje – matka, ja i brat, jesteśmy współwłaścicielami domu.
Moim marzeniem jest sprzedać ten dom, niech matka weźmie całą kasę dla siebie, niech kupi sobie mieszkanie, pospłaca kredyty, zrobi coś żebyśmy w przyszłości w razie „W” nie musieli spłacać po niej kredytów, niech mi da na porządną psychoterapię i niech sobie żyje po swojemu.
(Kiedyś już sygnalizowałam sprzedaż, ona jakoś nie do końca jest przekonana, po to jej dom rodzinny – to ogólnie dłuższa kwestia – niedługo 3m od naszego płotu będą budować drogę szybkiego ruchu, wtedy ten dom (położony na szkodach górniczych) na pewno się nie sprzeda. O ile w ogóle to wytrzyma).
Nie wiem co jeszcze mogę – pisałam już wyżej, nie umiem się odciąć i zostawić ją samą, bo wiem, że polegnie w końcu.
Nie chcę brać na barki jej zobowiązań. Ona nie chce słyszeć o wzięciu nowego konsolidacyjnego, na dłuższy okres żeby maksymalnie zmniejszyć ratę miesięczną. Nie wiem, co ew. grozi mnie i bratu w przypadku, gdyby w końcu się doigrała i „siadł” na niej komornik.
Nic nie wiem, ale chciałabym kurde zacząć żyć swoim życiem.
Chciałabym się odciąć, ale głupie serce mi nie pozwala.
Przepraszam za chaotyczną wypowiedź, chciałam ująć jak najwięcej szczegółów.
|