Cześć dziewczyny!
Melduję się jako podczytująca wątek

podglądam sobie jak się rozpakowujecie i oczywiście wszystkim mamusiom gratuluję, a za te nadal oczekujące trzymam kciuki i życzę powodzenia!
Postanowiłam podzielić się z Wami opisem mojego porodu. Ostrzegam - jest dosyć długo

Miłego czytania
Opis porodu
01.10 (środa) zauważyłam znacznie zwiększoną aktywność mojego synka w brzuchu. Wiercił się niesamowicie! Zaniepokoiło mnie to do tego stopnia, że postanowiliśmy pojechać z TŻ'em na IP. Na ktg jak zwykle nie zapisały się żadne skurcze, a podczas badania ginekologicznego lekarz stwierdzi, że jest rozwarcie na palec, ale szyjka twarda i trzeba czekać. W czwartek 02.10., czyli dzień przed porodem, miałam wizytę u swojego lekarza prowadzącego. Potwierdził to samo co lekarz dyżurny na IP i dał mi czas do niedzieli. Gdyby akcja porodowa nie nastąpiła to w niedzielę rano miał mnie położyć na patologii ciąży i wywoływać poród (mój lekarz trzymał się tp wyliczonego z OM na 29.09 i wg niego byłam już przeterminowana). Zdołowana tą myślą wróciłam do domu, pokręciłam się na piłce i ok 22 położyłam się spać, ale nie mogłam zasnąć. Alek znów szalał w brzuchu, ale tym razem nie panikowałam, bo wiedziałam już że nic złego się nie dzieje. Wstawałam do wc co 5 min, bo cały czas czułam parcie na pęcherz i ok. 24 udało mi się w końcu zasnąć...
W nocy, dokładnie o 2.45, poczułam mini-skurcz, potem "pyk" i zrobiło mi się bardzo mokro i ciepło między nogami. W sekundę zrobiłam oczy jak 5zł, obudziłam męża i mówię mu, że właśnie wody mi odeszły, na co on zaspany odpowiedział "Skąd wiesz?" i "Obudź mnie później" (Faceci!

) Po chwili oprzytomniał, zrobił śniadanie, wzięliśmy prysznic, dopakowałam torbę do szpitala, włożyłam ręcznik między nogi

i jazda! Skurcze miałam nieregularne, dosyć lekkie i ciągle odpływały mi wody w duuuuużych ilościach, dziwiło mnie, że aż tyle tego jest! Po 4 byliśmy w szpitalu. W międzyczasie podali mi antybiotyk na gbsa, zrobili lewatywę, połaziliśmy po oddziale w tą i z powrotem, pokręciłam się na piłce i tak nam upłynęło 6h. Rozwarcie zwiększyło się tylko na dwa palce, skurcze dalej nieregularne, szyjka twarda. O 9.30 z powodu braku postępu w porodzie, podali mi oksytocynę i wtedy się zaczęło. Najgorsze było to, że cały poród musiałam przeleżeć. Ale akcja szła błyskawicznie, a skurcze z regularnych co 5 min szybko przeszły w takie co 1-1,5min. I faza trwała 3,5h. Przetrwałam dzięki gazowi rozweselającemu, super wynalazek!

i mężowi, który na każdym skurczu masował mi krzyż i mówił że jestem dzielna. Kryzys 7cm trwał może 2-3 skurcze, szybko zrobiło się pełne rozwarcie i położna powiedziała, że jak poczuję parcie na kiszkę, to mam mocno przeć

popłakałam się w tym momencie, bo dotarło do mnie, że już jest tak blisko... Zaczęły się parte, dla mnie najgorszy moment porodu. Miałam wrażenie, że muszę wycisnąć arbuza i bolało bardzo. Na skurczach darłam się jak goryl

II faza trwała 15min. O 13.00 urodził się mój synek, wyszedł na supermana

najpierw rączka, potem główka, musieli mnie naciąć żeby wyszła reszta. Mąż mówił, że jak mnie nacięli to mały dosłownie wyskoczył ze mnie. Usłyszałam jego płacz, położna pokazała mi go i powiedziała, że mam syna. Gdy go zobaczyłam pomyślałam, że jest piękny i taki malutki <3 ważył 2980g. i miał 49cm. Położyli mi go na piersi, ale tylko na parę minut. Momentalnie zapomina się o bólu, gdy trzyma się w ramionach swoje dziecko <3
Mimo, że poród nie był do końca taki jak sobie zaplanowałam, to dobrze go wspominam. Jedno jest pewne, następnym razem na porodówkę też na pewno zabieram męża i butlę z gazem rozweselającym
