Wizaz.pl - Podgląd pojedynczej wiadomości - Jak jeszcze mogę sobie/nam pomóc. Bardzo ciężka sprawa która niszczy mój związek.
Podgląd pojedynczej wiadomości
Stary 2014-10-21, 19:09   #1
zlotejablko
Przyczajenie
 
Zarejestrowany: 2014-10
Wiadomości: 1

Jak jeszcze mogę sobie/nam pomóc. Bardzo ciężka sprawa która niszczy mój związek.


Witam serdecznie. Postanowiłem założyć nowe konto, choć większość z was pewnie czytała mój ostatni temat. Napiszę z grubsza od początku:

Jestem z dziewczyną prawie 8 miesięcy. Kochamy się, przynajmniej tak sobie deklarujemy. Moja dziewczyna jest bardzo kochana, nie mogę jej nic zarzucić jeśli chodzi o kwestie starań, uczuć, opieki itp. Z tego powodu się cieszę, a teraz opiszę moje męki...

Ona ma 20 lat. Na wiosnę 21. Ja mam 22. Jeszcze studiujemy na takim kierunku, na którym raczej nie da się wziąć dorywczej pracy. Pochłania on dużo energii i czasu na naukę. Praca będzie możliwa tylko we wakacje.
Nie jest jedynaczką.

Dziewczyna ma okropnych rodziców. Żeby się nie rozpisywać - nieodcięta pępowina. Godzina 22 do domu (chyba, że 'wyjątkowa okazja'). Zero wyjazdów bez rodziców (dotychczas byliśmy 2x na działce z moimi rodzicami na weekend. To jest dopuszczalne). Zero nocowań u siebie (nie interesują ich nasze potrzeby, zero nocowań i tyle).

Z poprzedniego tematu możecie kojarzyć, że jej rodzice są na tyle odważni, że zakazują Nam nawet leżenia w jednym łóżku pod ich dachem.

Bardzo kocham moją dziewczynę. Często zastanawiam się co z tym zrobić i to po prostu mi nie daje spokoju. Nie chcę jej rzucać ale mam zamiar Wam rozświetlić sytuację.

Tydzień temu mieliśmy wyjśc na grupowe spotkanie do miasta. (z naszego roku). Zaproponowałem - wrócimy w nocy pewnie ok 2, śpijmy u mnie skoro do szkoły mamy na 9. Po co masz wracać do domu (mieszka 10km ode mnie), skoro rano możemy pojechać do szkoły a po szkole wrócisz do domu. Jeśli ma to uspokoić twoich rodziców - powiedz, że będziesz spała w innym pokoju.

Tu mnie zaskoczyła, bo na pomysł przystała. Wrociła do domu i spytała się rodziców.
Wcześniej powiedziałem jej, że jak nie spróbuje to nie będzie wiedzieć, a nuż się uda. Nie będę zły jeśli na to jedno wyjście się nie zgodzą chociaż obydwoje myśleliśmy że logika podpowiada iż uzyskamy odpowiedź dla nas satysfakcjonującą.
Okłamała mnie, że jej rodziców nie było w domu. Miałem przeczucie, że jest to kłamstwo. Nazajutrz dostałem smsa - musimy poważnie porozmawiać. wiedziałem dlaczego. Bardzo się zdenerwowałem w środku jednak byłem spokojny i opanowany w rozmowie.

Jej rodzice wtedy wieczorem powiedzieli jej to samo co mówili pare miesięcy temu - dopóki my cię utrzymujemy i mieszkasz w naszym domu - dopóty masz się stosować do naszych zasad. Jeśli chłopak cię kocha, to czemu nie poczeka? (Jeśli rodzice ją kochają to czemu są uparci jak woły...? idealne pytanie).
Weźmiesz ślub, hulaj dusza. Nie ma spania, nie ma wyjazdów, skończ dziewczyno gadać.
Potem się ojciec wkurzył i mówi - kobieta powinna się szanować(sugerując że moja się nie szanuje. ale czym?). Krzyczał, że wynajmie jej kawalerkę będzie panną na własnych włościach (wiemy, że jej nie wynajmie. to było ofensywne w stosunku do mojej dziewczyny).

Poprosiłem ją, aby powiedziała, że ją krzywdzą, że ma chyba prawo do wyrażenia własnego zdania. Ale ich to nie interesuje. Ma się zamknąć brzydko mówiąc i siedzieć cicho.

Po naszym prawie rozstaniu, doszło do niej, że sprawa zaszła za daleko. Powiedziała że małymi krokami będzie lepiej i ona będzie egzekwowała swoje prawa. Mieliśmy w moim domu rozmowę z moją mamą, która już kiedyś się zaoferowała do pomocy mojej dziewczynie. Przede wszystkim uświadomiła jej, że rodzice wzbudzają w niej poczucie winy (np mówiąc : zawiodłaś nas, bo inaczej Cię wychowujemy a ty teraz chcesz coś innego). Powiedziała jej tez, że wierzy iż przyjdzie dzień w którym zrozumie, że jednak z chłopakiem tworzy się przyszłość nie z rodzicami. I żeby w tym wszystkim doszła do swojego zdania - czego ona chce, nie ja, nie jej rodzice.

Po obietnicach ze strony mojej dziewczyny byłem pewien, że będzie lepiej. Do zeszłej niedzieli. Powiedziała mi, że jednak ona wie już czego chce. Ona wie jakie ona ma zasady. Doszła do tego. Zgadniecie? te zasady są takie same jak jej rodziców, nie ma w nich nic innego. powiedziałem jej, że zbytnio nie chce mi się wierzyć w to, że ma takie same zasady (tzn czekamy do końca studiów a potem wyjedziemy zarobić na swoje), skoro jeszcze pare dni temu chciała polepszyć swoją sytuację. Powiedziała, że takie jest właśnie jej zdanie, że tak będzie dla niej najlepiej. ale dla niej? dla niej tak będzie najlepiej? w pewnym sensie tak. Bo rodzice nie będą się czepiać, nie będą słyszeli decyzji. Bo ona będzie żyć dobrze z odzicami. A co ze mną? Ja nadal jestem trzymany na smyczy. Bo ja mam w swoim domu swoje zasady, niebo lepsze i normalniejsze niż te chore zasady w jej domu. Przepraszam, w domu jej rodziców.

Żeby nie było że ona była taka bierna zawsze, nie... Często próbowała podjąć temat ze swoimi rodzicami, ale niczym to nie skutkowało. Zawsze miała się zamknąć i jak się nie podoba to 'out'.

Mój tata (obcy przeciez człowiek) powiedział, żeby pamiętała, że ma zawsze miejsce u nas w domu. Moja mama (obca kobieta) porozmawiała z nią dając dobre rady. Ucałowała ją.

Według mnie rodzice mojej dziewczyny przekupują ją i to dosłownie. Nowy laptop, nowa biżuteria. Kosmetyki, coraz więcej nowych ciuchów. Próbuję to wybić z głowy ale według mnie jest to również dobry powód aby siedziec cicho. bo przecież ja tyle pieniędzy nie mam...



W tym wszystkim najlepsze jest to, że chce sobie ulżyć psychicznie. Chce pojechać do jej domu i wziąć na bok rodziców i powiedzieć im to w sposób kulturalny, jednak taki, który nie ukarze mnie w cieniu pokornego pieska w kagańcu. Chcę im uświadomić, że żyć dobrze ze sobą nie będziemy, ija na tym nie tracę, traci moja dziewczyna i stracą oni w przyszłości kiedy przyjdą na świat wnuki... Nie miejcie mnie za zawistnego, po prostu widząc tych ludzi i ich chore zasady, mając na uwadze to jak traktują swoją córkę (jak przedmiot), nie poślę nigdy mojego dziecka tam samego. Rzadko, i tylko ze mną i moją wtedy już mam nadzieję żoną.

Co ja mam już robić. Kilkanaście godzin, kilkanaście kłótni i do niej nadal nie dociera, że ja chcę dla niej dobrze. Ostatnio zaczęła w internecie szukać "chłopak ma zaburzenia osobowości, chłopak w kółko powtarza to samo i uważa że mam toksycznych rodziców".

nie zrozumcie mnie źle, ja wiem, że ona mnie kocha, i pokazuje mi to na co dzień. Przyznała mi, że wie, że za mocno kocha rodziców (?), i że się ich boi. Boi się ich reakcji. Ale jak ją przekonać do tego kroku, że przecież NIC JEJ SIĘ NIE STANIE, bo ma mnie, moich rodziców, a jej się obrażą najwyżej i im przejdzie.


P.s wysłałem jej właśnie książkę "toksyczni rodzice", po tym zaczęła widzieć problem we mnie.


P.s2, każda kłótnia jest taka, że sprowadzany jest temat na mnie. że to ja mam obiekcje, i że ja nie chce poczekać. że ja też mam wady i ich nie zmieniam (nie prawda, powiedziała mi co jej się we mnie nie podoba i ja to zmieniam. widzę postęp sam w sobie, a jeśli ja go widzę, to naprawdę się zmieniam).

często też wypomina mi nasze kłótnie albo dogryzanie, kiedy zapomina o rzeczach dobrych...

Pomóżcie, proszę... Codziennie nie daje mi to spokoju...

---------- Dopisano o 19:09 ---------- Poprzedni post napisano o 18:55 ----------

aha, jeszcze jedno.
Jej rodzice teoretycznie wyrazili 'zgodę' na nasz wyjazd w przyszłe wakacje do anglii, wiedząc, że tam będziemy spać razem, że będziemy na pewno uprawiać seks, tak jak to robiliśmy do tej pory, i że będziemy 'szczęśliwe małżeństwo' (według nich, bo według nich spanie to małżeństwo)

gdzie więc tu logika?
zlotejablko jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując