2014-11-05, 07:07
|
#162
|
Zakorzenienie
Zarejestrowany: 2005-10
Lokalizacja: Bawaria
Wiadomości: 24 548
|
Dot.: Ciąża
Ja szczesliwie zaszlam w ciaze, kiedy ludzie nie rozkiniali tak bardzo "czy bede umiala sie zajac, jak sie karmi i czy pokocham". I mialam to szczescie, ze owszem, umialam sie zajac, nakarmic i pokochac. Zreszta, tak jak Tyene, nie mialabym nigdy obaw, ze braknie mi milosci, mam jej az za duzo w sobie i caly czas przygarniam takie rozne "biedne kaczatka".
Jednym z tych "kaczatek" jest kolega syna, ktorego matka jakby... przestala kochac. To znaczy, ja wiem, ze ona go jakos kocha, ale to na tyle trudna milosc, ze dla mlodego lepiej bylo sie wyprowadzic. Po rozwodzie matka sie tak zmienila, stala sie tak histeryczna, klotliwa, zapatrzona w siebie i swoje cierpienie, ze kazdy, lacznie z pania psycholog, glosowal za tym, zeby mlody zamieszkal gdzie indziej. Jakis czas mieszkal u nas a do dzis go "dokarmiam", bo "pewnie nie dojadasz" i jestem "pogotowiem rozmow wszelkich".
Jego matki nie oceniam, wiem, ze bylo jej ciezko, ale wiem tez, ze np ja nigdy nie potrafilabym tak traktowac wlasnego dziecka.
Ale nigdy nie zachwycalam sie i nie zachwycam niemowlakami, nie tiutam nad wozkami i raczej obce dzieci sa dla mnie bytami obojetnymi, tak dlugo jak nie dzieje im sie krzywda.
Czyli prosze nie mylic takich lekko, jak dla mnie, histerycznych zachowan, z gotowoscia do pokochania swoich dzieci. Bo to, czy bedziemy w stanie pokochac wlasne dzieci nie zalezy od tego, jak bardzo lubimy/ciuckamy/potrafimy zajac sie cudzymi dziecmi.
|
|
|