[zielona butelka]

Hej buziaczki.
Fajnie, że miło spędzacie czas. U nas lekka katastrofa... psowata znów złapała skażonego kleszcza a co za tym idzie znów ma babeszjozę. Już od wczoraj wieczorem zaobserwowaliśmy, że jest osowiała, ale nie mogliśmy znaleźć winowajcy. Przeglądaliśmy ją dokładnie ale nic. Myśleliśmy, że to może nawrót z zeszłego roku. Dopiero rano, jak się szanowne kleszczysko porządnie opiło, namacaliśmy go i poleciałam do weta, żeby wyjął już profesjonalnie itd. Od razu kroplówki, zastrzyki itd, żeby postawić małą na nogi, bo miała się kiepsko. 5 godzin w lecznicy.... 430 zł z kieszeni plus kolejne kroplówki jutro i do końca tygodnia.
Strasznie jest biedna, męczy się, ale chyba jest ciut lepiej... właśnie dopełzła do miski z karmą i troszkę zjadła. Temperatura spadła z 40,5 do 39 stopni. Ogólnie nie może sobie znaleźć miejsca, ciągle łazi i kładzie się raz tu raz tam. Ech..... bieda straszna. Okropnie mi jej szkoda. Zakroplona była z miesiąc temu a i tak złapała ten syf. Szkoda słów. Szczerze mówiąc jestem podłamana... raz, że pies cierpi i cholera wie jak się to znowu odbije na jej zdrowiu, 2 że nasz, już i tak cienki budżet stał się jeszcze cieńszy. Jakiś pech.
Sorki, że się tak wyżaliłam. Cały dzień próbowałam się jakoś trzymać,a teraz na koniec żal się ze mnie po prostu wylał....
Buziam mocno!