Raczkowanie
Zarejestrowany: 2010-11
Wiadomości: 42
|
Relacje z matką
Moja mama miała ciężkie życie, tata umarł, kiedy byłam mała, wychowywała mnie i na wszystko pracowała sama...
Wiem, że robi dla mnie naprawdę wiele, ale według mnie za dużo. Ale najgorsze jest to, że ja nie mam poczucia, że ona to robi, bo mnie kocha, tylko czuje obowiązek i jest to instrument do szantażu.
Zawsze było: ,,widzisz co ja dla Ciebie robię..." (podtekst: musisz mi być bezwględnie posłuszna)
Bardzo często słyszę narzekania, marudzenie, jaka to ona nieszczęśliwa, że wszystko mi poświęciła, że dobrze zarabia i nie mam problemów finansowych. Porównuje się do matek koleżanek i mówi "mogłam być taka, wtedy byś miała" "zobacz co dla Ciebie zrobiłam, a ty tak mi się odwdzięczasz " "jesteś wredną egoistką, jeśli Twój chłopak Cię chce, to nie zna Twojego prawdziwego oblicza". Każda próba sprzeciwienia się, zrobienia czegoś nie po jej myśli kończy się takimi zdaniami...
No i teksty "jestem chora, nie chce iść do lekarza, chcę umrzeć, będziesz zadowolona" Kiedy się troszczę, zabiegam to od razu słyszę 'nie musisz udawać, i tak cię nie obchodzę"
Z drugiej strony z Mamą mogę pogadać o wszystkim, wiem że mi pomoże i doradzi, jest inteligentna, mądra.
Ale co z tego, skoro na dłuższą metę nie mogę z nią żyć i zauważyłam to po pójściu na studia. Po kilku dniach mam dosyć.
Jestem na psychoterapii i jest ok, ale jak pprzyjadę do domu to znowu rodzi się niska samoocena, poczucie winy i beznadziejności, robienia wszystkiego, żeby przypodobać się mamie... czuję się w domu bardzo zniewolona.
Ja wcale nie chcę, zeby ona dla mnie tyle robiła, nie musi się o mni troszczyć jak o dziecko 10 letnie,a ona tak się poświęca (ja naprawdę nie potrzebuję aż takiej troski!!) , a potem gra na moich emocjach i mówi że sobie nie poradze bez niej, jaka to ona jest biedna, pokrzywdzona przez los.
Wiem, że to okrutne, ale nie wiem co ja czuję do niej. Z jednej strony ją kocham, z drugiej mam w sobie taką obojętność. Koleżanki mówią mi, że fajnie,bo mam się o mnie troszczy, dzwoni często, chodzimy na zakupy i gagdamy na luzie, ale to tylko powierzchowność... Uważam, że moja mama to super osoba, ale sfrustrowana, nieszcżęśliwa i niespełniona. Ciągle mówi o swoich niedokończonych studiach, planach, które się nie udały, ciągle narzeka i płacze.
Mam już serdecznie dosyć... nie wiem, jak sobie z tym poradzić i z nią, NIE DA SIĘ Z NIĄ POROZMAWIAĆ, to nawet nie wchodzi w grę, myślę że jej mogłaby pomóc jedynie wizyta u specjalisty, ale i tak jak jej powiedziałam o swoich wizytach to skomentowała to słowami "a co ona tam może wiedzieć, pewnie nakłamałaś i robisz z siebie cierpiętnicę. Kłamczucha z ciebie przebiegła".
Mam już dosyć, chcę szczęśliwego domu, mam dość tej depresji, która panuje u mnie od x lat, a z której ona nawet nie probuje wyjść...
Z jednej strony nie chcę z nią urywać kontaktu, czuję się jakby uzalezniona od jej opinii, lubię z nią gadać, z drugiej już nie m/ogę...
Jeśli mam się z nią nie kłocic, oznacza to że mam robić wszystko co chce i chodzić jak w zegarku. Ale ile tak mozna wytrzymać?
Co ja mam robić? Następna wizyta dopiero za ponad 2 tyg, a ja już nie mogę sobie poradzić.
Wiem, że powiedziałam wiele nieprzyjemnych słów, ale często w mega złości i poczuciu bezsilności.
Nie byłam idealna, no ale które dziecko było? Ale u mnie najmniejszy błąd, jedno nieprzyjemne słowo i od razu ,,jestem niewdzięcznym dnem, gównem, zerem" i w ogole...
zawsze do koleżanek mówiłam, że mam fajną mamę, ale według niej i tak ją oczerniam, nienawidzę. Nigdy nie okazałam jej braku szacunku...
Dużo pomogło mi znalezienie chłopaka, bo uwierzyłam, że nie jestem taka zła, jak mi mama wmówiła. Mój chłopak to bardzo wrażliwy, dobry człowiek i mnie docenia. Nigdy przy nim nie udawałam, ani nie gram nikogo innego.
Edytowane przez katrina_k
Czas edycji: 2014-12-21 o 15:33
|