Raczkowanie
Zarejestrowany: 2013-12
Wiadomości: 42
|
Nie wiem, jak sie wyprowadzic
Z gory przepraszam za brak polskich znakow, ale moja klawiatura dogorywa.
Powinnam sie wyprowadzic. Dojazd z miejsca, w ktorym mieszkam od 3 lat (zaraz za Warszawa, z ktorej sie przeprowadzilam), na uczelnie zajmuje mi 1,5 godziny. Na przystanek z domu mam 2 km, bez porzadnych warunkow do parkowania roweru - przy rzekomo monitorowanym parkingu po drugiej stronie ulicy (+10 minut do calej drogi) rowery sa okradane z lampek tak samo, jak przyczepione do slupa "na dziko". Calosc mojej codziennej drogi nie jest wykonczona, dlatego czasem miewam na plecach blotna mozaike. Tak poza tym moje okulary bywaja odpowiednikiem szyby samochodowej. Niesmieszne.
Mieszkam w ogromnym domu, ale na odludziu, nawet na spacer nie ma gdzie pojsc, bo okolica straszy pustka i psami (pokonac cala droge przy akompaniamencie szczekania - bezcenne wrazenie).
Musze sie wyprowadzic, bo uparlam sie na zbyt wiele zajec (w tym jedne dla wieczorowki) i jesli z czegos powinnam zrezygnowac, to z dlugich dojazdow.
Wypad na poczte, do lekarza, gdziekolwiek - to kwestia rowerowej przeprawy i nie zanosi sie na poprawe raczej nikt nie zbuduje blizej nic z wyjatkiem kolejnych domow. Zdarza mi sie wyc z rozpaczy.
Powoli trace zmysly. Nie mam sie jak wyzyc, zdarza mi sie czasem wrzasnac i rzucic rzecza.
I tu sie zaczyna problem: rodzice zaczynaja to dostrzegac, moja mama ostatnio milczy, chwilami (glownie przy rodzinnych posilkach, majacych miejsce chyba glownie po to, by mogla wytykac wszystkim ich rzekome przewinienia) wspominajac, zebym sie wyprowadzila na swoje, jesli tak nienawidze tego domu. Szczerze? Kiedys bylam gotowa, kiedy znalazlam prace. Wtedy rodzice naklaniali mnie, bym zostala. Z pracy mnie wyrzucono, zatem i tak zostalam.
Musze sie wyprowadzic, bo widze, ze reszte domownikow tez meczy dom z ogrodem. Nie zniose dluzej tej atmosfery.
Chce sie wyprowadzic, chce, zeby "mam blisko do lekarza" oznaczalo 3 minuty na piechote jak dawniej, nie 10-minutowa (przy bezwietrznej pogodzie) przeprawe rowerem.
Problemem jest brak czasu. Nawet kiedy pracowalam w wakacje, rownoczesnie rysujac komiks (zwiazane z moimi studiami i kierunku, w ktorym sie ksztalce), nie wyrabialam. Co ciekawe, w pracy poznalam podobny przypadek - muzykujacego chlopaka. By wszystko pogodzic, sypial 4 godziny tygodniowo. Mnie by taki tryb zycia wykonczyl.
Gdyby dolozyc do tego studia, nie dalabym rady. Czas na odpoczynek, szlifowanie umiejetnosci, prace domowa, nauke owniez musi sie znalezc. Sprzet daloby sie przeniesc, mysle.
Kolejnym, jeszcze wiekszym problemem jest fakt, ze nie umiem pracowac. Z kazdej dotychczasowej pracy odchodzilam lub bylam wyrzucana. Nie dla mnie praca z ludzmi czy taka w szalenczym tempie chocby, bo przez takie glownie sie przewinelam. Na prace w zawodzie za wczesnie, mam jeszcze zbyt slabe portfolio.
Boje sie, ze moge nie udzwignac wszystkiego, jesli postanowie sie usamodzielnic. Bo rodzice, swoja droga, nie dadza mi ani grosza, jesli sie wyprowadze. Nawet jesli intencja jest glupi nocleg w tygodni, by jie zrywac sie o 6 w przypadku zajec na 9.
W przypadku niespojnosci czy chaosu - prosze o pytania.
Ponadto przed wszystkim prosze o pomoc w ogarnieciu mojego zycia.
|