Hej, dziewczyny, chciałabym podzielić się z wami czymś, co bardzo mnie zbulwersowało
Pierwsza sprawa to portal Kup Studenta - sam pomysł jest dla mnie poroniony, zaraz wyjaśnię dlaczego.
Druga sprawa to fakt, że dowiedziałam się o nim z fanpage'u (dobra pisownia?) uczelni

i to dla mnie było jeszcze gorsze. Rozumiem, gdy uczelnia/samorząd promuje jakieś fajne praktyki / wolontariaty / inicjatywy naukowe, ale już promowanie byle jakiej pracy to dla mnie jak policzek dla studenta, który akurat byle jaką pracę (do wykonywania i załatwienia której absolutnie nie są potrzebne studia), to powinien sobie z łatwością znaleźć sam (nie potrzebując do tego pomocnej dłoni uczelni).
A wracając do portalu, co można znaleźć na stronie głównej:
"Oferujemy
grządek kopanie,
rybek dokarmianie,
mebli transportowanie,
komputerów naprawianie,
dzieci na plac zabaw zabieranie,
sprzatanie, prasowanie, gotowanie,
o Twój czas, pieniądze i kręgosłup dbanie.
KupStudenta.pl to portal, gdzie spośród wielu profili chętnych do pracy studentów Ty sam możesz wybrać kto w tym tygodniu umyje za Ciebie okna."
Jak dla mnie brzmi to bardzo pogardliwie w stosunku do studentów. Portal dba o czas, pieniądze i kręgosłup klientów, ale już o kręgosłup, pieniądze i czas studentów itp. to nikt dbać nie musi, bo im na pewno wół kości narobił, kasa im płynie szparko od bogatych rodziców, a czasu, to wiadomo, że mają nadmiar, bo przecież studia są od opierdzielania się

Szczerze, strasznie mnie wkurza takie podejście! Jak ktoś faktycznie ma za dużo czasu wolnego na studiach, to może i może nawet powinien znaleźć sobie stałą pracę, dającą stabilny dochód (np. umowa zlecenie w wymiarze godzinowym pół etatu, z elastycznym grafikiem, kiedy plan zajęć utrudnia znalezienie czegoś innego) i przede wszystkim
możliwość samodzielnego utrzymania się i faktycznego odciążenia finansowego rodziców.
Nie oszukujmy się, przecież student z pracy raz w tygodniu (lub nawet rzadziej) przy myciu okien się nie utrzyma. Jednorazowy zarobek rzędu 50 zł też go nie zbawi (już lepiej w tym czasie przyłożyć się do nauki i wypracować stypendium). To jest oferta dobra dla licealistów, którzy nie mogą podjąć normalnej pracy na umowę, a ucieszą się z każdych 50 zł, które im do kieszeni wpadnie. A na pewno lepsze dla licealisty to niż gnuśnienie w domu przed kompem.
Z kolei student ma już daleko ciekawsze alternatywy niż roznoszenie ulotek czy mycie okien. Gdy ma wolny czas, może znaleźć sobie praktykę, staż, czy nawet wolontariat, cokolwiek, byle już w branży i/lub dające doświadczenie zawodowe, które będą realnym atutem na rynku pracy.
Sorry, mycie okien, sprzątanie, gotowanie?
To nie jest doświadczenie zawodowe, które się kiedykolwiek potem przyda. Marnowanie czasu studenta. A jeśli student nie ma zamiaru brać się do poważniejszej roboty, wymagającej większych kwalifikacji, niż para sprawnych rąk i nóg + chęć do pracy, to ja pytam - po co studiuje?
Od razu zaznaczam, że absolutnie nie jestem przeciwniczką pracy fizycznej - sama przed ukończeniem 18 roku życia dorabiałam zamiatając klatki, sprzątając autobusy, zbierając truskawki, czy roznosząc ulotki, gdyż uważam, że żadna praca nie hańbi. Podjęcie takiej pracy pomaga też nabrać pokory i szacunku do pracy fizycznej, więc jest cenne życiowo - ale niestety nie zawodowo. Taka byle jaka praca nie da ani pieniędzy (bo jest dorywcza, okazjonalna, a nie stała), ani rozwoju zawodowego (nic taka praca nie uczy, bo nic nie wymaga, więc nic nie da wpisanie takiego doświadczenia do CV).
Zaiste, lepiej jest zatrudnić się w McDonaldzie czy kinie i mieć stały dochód, niż parać się czymś takim (piszę to bez cienia ironii). Albo douczyć się do egzaminów i dostać stypendium. Albo w ramach wolontariatu zrobić sąsiadce z klatki zakupy, umyć okna itd. Nie widzę żadnego zysku, który praca tego typu mogłaby przynieść studentom. Widzę tylko okazję do wykorzystania młodych, naiwnych ludzi i widzę niepokojącą pogardę dla studiowania/studentów.
Kończę post, bo długi, i czekam na wasze opinie.