Konto usunięte
Zarejestrowany: 2006-03
Wiadomości: 44 997
|
Dot.: Odpieluszkowe zapalenie mózgu cz. II
Cytat:
Napisane przez winter76
A bywasz w duzych marketach w Polsce? Ja tak i b. często widzę puste opakowanie po chipsach czy wafelku np na dziale z chemią. Albo ludzi otwierających towar i odkładających go z powrotem.
Dziwią Cię ochroniarze? Bo mnie nie.
I tak, jestem za zakazem jedzenia w sklepach. Zresztą np w Carrefourze na hali jest stoisko gdzie można coś zjeść i wypić.
---------- Dopisano o 11:33 ---------- Poprzedni post napisano o 11:31 ----------
A nie możesz brać swojego jedzenia ze sobą? Zawsze jak wychodziłam gdzieś z synkiem na dłużej to miałam własne picie i coś do przegryzienia. I nie było problemu, że mały nagle żądał bułki czy tego nieszczęsnego pączka w Biedrze.
|
zapewne aż roi się tam od jedzenia właściwego dla dzieci
No właśnie rzecz w tym, że nie zawsze mogę. Najczęściej robię zakupy wracając z pracy - a właściwie wysiadam z autobusu, nie mam gdzie kupić jedzenia dla małych, idę po nie do przedszkola/żłobka, a potem zakupy. Obiad w przedszkolu mają po 12, podwieczorek (np. mandarynka) 14, odbieram je 15-16. One są wówczas naprawdę głodne i wchodząc do biedronki (którą mam po drodze, ew. lidl) na widok jedzenia dostają ślinotoku.
WCALE się nie dziwię.
Gdy wychodzę z domu z nimi - to rzecz jasna biorę jedzenie picie również.
Ale nie zawsze jest taka możliwość.
Cytat:
Napisane przez figa84
szajajaba mam dziecko i rozumiem, że dziecko czasem może zgłodnieć na zakupach, ale czy naprawdę za każdym wyjściem do sklepu dziecko głodnieje akurat w momencie wejścia do niego?
Wrzucę kij w mrowisko.
Szczerze mówiąc to nie rozumiem tego, że cała masa dzieci musi coś jeść odrazu po wyjściu z domu. Przyznam się, że zawsze mnie to dziwiło, że w wózku jedzie wielka paczka chrupek, herbatników, biszkoptów itd. a spacer to raptem wyjście do warzywniaka 500m obok domu  Zdarzało się niektórym mamom na osiedlu dziwić, że nie mam nic do jedzenia dla małej na placu zabaw. Tak samo tutaj wejście do sklepu = jedzenie. Mam wrażenie, że większość tych dzieci jest po prostu tego nauczona przez własne matki.
|
A ktoś napisał, że to tak zawsze, że dziecko wchodzi do sklepu i musi jeść? Chyba nie 
Podałam, jak jest w naszym przypadku.
I wiesz... z reguły wychodzę z dziewczynami przy ładnej pogodzie na kilka godzin, bywa, że na cały dzień - to chyba nic dziwnego, że biorę jedzenie ze sobą? To, że na placu zabaw jestem godzinę nie znaczy, że wracam do domu. Zapewne wcześniej byłyśmy gdzie indziej, może akurat właśnie na tym placu zabaw zgłodniały? Aczkolwiek ja biorę kanapki i owoce, a nie słodycze.
I kolejna rzecz - moja obecnie 4,5 latka była niejadkiem. Potwornym, odkąd skończyła 4mce z dnia na dzień przestała jeść - zamiast całej, normalnej porcji mleka (wówczas) zjadała 1/4, 1/5. To był dramat. Leciała z centyli, spadła poniżej 3. Szukaliśmy z lekarką przyczyn, łącznie z przeróżnymi badaniami i pobytem w szpitalu. Trwało to mniej więcej do 3rż.
Mając dziecko, które nie je, nie przybiera lub wręcz traci na wadze - które nie domaga się samodzielnie posiłku to wiesz... wchodzisz do biedry i nagle dziecko pokazuje bułkę i woła: chcę! to w nosie masz świat, i po prostu podajesz tę bułkę (oczywiście z zamiarem uczciwego zapłacenia za nią).
I nie jest to OZM, tylko skutek pewnego stanu rzeczy.
---------------------
Jeszcze inna kwestia - czasem matka zwyczajnie musi te zakupy zrobić, wsadza dziecko do wózka sklepowego (w odpowiedni sposób)* a dziecko chce biegać, szaleć - taka buła bywa skutecznym uspokajaczem 
* OZM dla mnie? kiedy mimo wyraźnych zakazów wsadzania dziecka w buciorach do wnętrza wózka rodzic wkłada tam dziecko. I to nie takie, które może faktycznie być padnięte i nie mieć siły iść, ale 10 letnie, na przykład. Słowo honoru, następnym razem zrobię raban. Wózek usyfiony, a rodzic w zadzie ma, że inni chcą korzystać.
Edytowane przez 0096a1e2f6245c4e98bc18de9b0ed84c369ef137_632f8bf2adc0b
Czas edycji: 2015-01-04 o 12:27
|